Fikcja wymieszała się z rzeczywistością dogłębnie. Rzeczy oczywiste wydają się na pierwszy rzut oka podejrzane, a informacje wyssane z palca lub do cna zmanipulowane z miejsca awansują do rangi "bezspornych faktów".
Jest jednak pewna niewątpliwa zaleta życia w takim świecie: mój wrodzony sceptycyzm nigdy nie był aż tak wyostrzony jak dziś. A najbardziej wyostrzają go wylewające się z mediów komentarze zwieńczone formułą "To przecież oczywiste". Jarosław Kaczyński, autor wiekopomnej "oczywistej oczywistości" chyba się nie spodziewał, jak szybko zainfekuje swoją frazą całą armię polityków i publicystów.
A zatem jest "oczywistą oczywistością", iż: 1. Globalne ocieplenie to wina człowieka; 2. Homoseksualiści rodzą się homoseksualistami; 3. Karta praw podstawowych nie niesie z sobą żadnych zagrożeń; 4. Kobieta ma prawo decydować o swoim brzuchu; 5. Islam jest religią miłości; 6. Kara śmierci to barbarzyństwo; 7. Podział na lewicę i prawicę jest archaiczny; 8. Polska powinna jak najszybciej przyjąć euro; 9. George W. Bush to skończony idiota; 10. Władysław Bartoszewski to niepodważalny autorytet.
To pierwsze "oczywiste oczywistości" z brzegu, jakie przyszły mi do głowy. Wysłuchuję ich z lubością, czasami na żywo (ot, choćby podczas dyskusji w radiu). I, jak przystało na niepoprawnego sceptyka, przystępuję do kontrataku, starając się obalić każdą z "oczywistości". Gdy zaś już kończę mój przewód myślowy, siedzący obok adwersarz nie jest wcale zdumiony, nie kręci głową, nie szykuje zgrabnej riposty. Nic z tych rzeczy. Mój adwersarz jest wściekły. Widzę zaciśnięte zęby i nerwowe ruchy w fotelu. Widzę psychicznie złamanego człowieka, któremu jakieś niedokształcone chamidło (to ja) ośmiela się zburzyć dawno scementowaną, Niepodważalną-Wizję-Świata-Ludzi-Najmądrzejszych. W końcu dostrzegam między jego rozedrganymi wargami niemy, niewypowiedziany sygnał S. O. S.: "Kto go tu wpuścił?!".
No właśnie, kto mnie tu wpuścił?!