"Zamieszanie wokół ograniczenia czasu pracy lekarzy to w dużej mierze zasługa PiS, które nie miało odwagi, żeby podjąć odpowiednie działania ryzykowne politycznie" – oskarżył w TVN 24 Bronisław Komorowski, marszałek Sejmu i polityk PO.

To oczywiście prawda, tyle że nie cała. Bo o kłopotach z realizacją unijnej dyrektywy dotyczącej czasu pracy lekarzy było wiadomo co najmniej od chwili wejścia Polski do UE, czyli od 1 maja 2004 r. A zatem winę za to zaniechanie można rozłożyć na cztery rządy: Leszka Millera, Marka Belki, Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego. A po części również na gabinet Donalda Tuska, który rządzi od ponad miesiąca, ale do dziś nie zaproponował w tej sprawie sensownego rozwiązania i nic nie wskazuje na to, aby miał je w najbliższym czasie zaproponować.

Polityka zaniechania jest – jak się wydaje – polityką najkonsekwentniej realizowaną przez wszystkie rządy. A lista nierozwikłanych spraw stale się wydłuża. Na rozstrzygnięcie nadal czeka kwestia sposobu wypłacania emerytur z OFE – a termin nagli. Kolejne ekipy nie stworzyły sprawnego systemu ochrony zdrowia. Wciąż brak decyzji, kto ma budować autostrady – państwo czy firmy prywatne. Nie wiadomo, jak się zabezpieczyć przed rosyjską dominacją w sektorze paliwowym. O takim “drobiazgu” jak niedziałający wciąż prawidłowo numer 112 nie warto nawet wspominać.

Lista zaniechań jest prawie tak długa jak liczba polityków namiętnie uprawiających – na nasz rachunek – politykę zaniechania. Czy naprawdę jesteśmy skazani na ich rządy?