Lamenty nad biednymi nie brzmią szczerze, gdy je podnosi partia uwłaszczonej nomenklatury, wuja Sama krytykować nijak, gdy mu się nadskakiwało i posyłało żołnierzy do Iraku, nic nie chcąc w zamian, a środowiskowe problemy homoseksualistów są w naszym społeczeństwie traktowane jako coś śmiesznego i polityk, który się nimi zanadto zajmuje, czy na tak, czy na nie, traci poważanie.

Pozostaje więc lewicy rozpamiętywać stare sukcesy Towarzystwa Krzewienia Kultury Świeckiej i nowe towarzysza Zapatero. Nie pojmuje przy tym postkomunistyczna lewica za grosz, dlaczego, choć próbowała już tyle razy na antyklerykalizmie podjechać, nic jej on nie daje poza mobilizacją własnego, wąskiego elektoratu.

Otóż rzecz w tym, że antyklerykalizm SLD jest dokładną odwrotnością tego antyklerykalizmu, który ma w Polsce rzeczywisty społeczny oddźwięk – antyklerykalizmu wywodzącego się z mentalności chłopskiej.

Chłop złorzeczy proboszczowi, o księdzu biskupie nie wspominając, wskutek ich statusu materialnego – że za dobrze jedzą, za dobrze mieszkają i zbyt drogimi samochodami jeżdżą. Ale jednocześnie klęka przed nimi jako przedstawicielami Pana tudzież majestatu Kościoła.

Lewica odwrotnie, atakuje samą religię i duchownych jako tych, którzy głoszą jej prawdy – ale przecież, gdy była u władzy, sama gorliwie futrowała Kościół kolejnymi nadaniami, zwolnieniami celnymi i dotacjami.Nawet w takiej sprawie jak antyklerykalizm nie są postkomuniści wiarygodni.