Już w powyborczy poniedziałek ludzie ze sztabu Napieralskiego dzwonią do ojca Rydzyka, by załatwić wywiad w Radiu Maryja, a Komorowski proponuje powrót do idei IV RP. We wtorek Napieralski pojawia się na herbatce u arcybiskupa Nycza, Komorowski zaś opowiada się za ścisłym zakazem stosowania in vitro. W środę rano Napieralski odwiedza Muzeum Powstania Warszawskiego. Po południu Komorowski wyznaje, że zawsze chciał być kawalerem. W czwartek przywódca lewicy wyraża się w superlatywach o Antonim Macierewiczu, z kolei kandydat PO zapewnia: "Parytety? Po moim trupie!". W piątek Napieralski nie może sobie przypomnieć, kim była Barbara Blida, a marszałek chwali rzetelne dziennikarstwo Jana Pospieszalskiego. Wreszcie, podczas niedzielnej debaty telewizyjnej obaj pretendenci dokręcają śrubę. Komorowski sugeruje, że w Smoleńsku mogło dojść do zamachu, Napieralski zaś stwierdza, że homoseksualistów należy leczyć.

Czego się nie robi dla dobra Polski… A jednak powyższy scenariusz wydaje się tak absurdalny, że nadawałby się na montypythonowski skecz.

Jarosław Kaczyński, by zdobyć serca wyborców Grzegorza Napieralskiego, oczyścił z grzechu postkomunizmu Józefa Oleksego i uznał, że Prawo i Sprawiedliwość "może i jest po trosze lewicowe". A jego najbliżsi współpracownicy powtarzają, że PiS w sprawach społecznych i gospodarczych właściwie niewiele się różni od SLD. Tylko czekać, aż jakiś dziennikarz spyta Kaczyńskiego o jego dzisiejszy stosunek do generała Jaruzelskiego. Będzie wesoło.

Sztabowcy prezesa PiS wierzą zapewne, że fani polskiego Zapatero masowo poprą człowieka "po trosze lewicowego". I są święcie przekonani, iż ukłony w stronę postkomunistów nie zniechęcą do Kaczyńskiego części konserwatywnego elektoratu. Jakże są naiwni.

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/magierowski/2010/06/23/wszyscy-jestesmy-jozefem-oleksym/]blog.rp.pl/magierowski[/link]