Nie mam nic przeciwko honorowaniu najwyższego przedstawiciela państwa wybranego w demokratycznych wyborach. Wizerunek Bronisława Komorowskiego w naszych placówkach dyplomatycznych będzie zapewne drażnił zwolenników PiS, ale w podobny sposób amerykańskich konserwatystów irytują zdjęcia Baracka Obamy w ambasadach USA, a brytyjskich przeciwników monarchii – portrety Elżbiety II.
[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/magierowski/2010/07/29/radoslaw-dekorator-sikorski/]skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]
Jednak zapowiedź Sikorskiego pachnie przyprawiającym o mdłości cynizmem. Człowiek, który kilka miesięcy wcześniej mówił o Lechu Kaczyńskim per "cham" i "mały człowiek", który nie widział niczego niestosownego w systematycznym oczernianiu głowy państwa, nagle dostrzega w prezydencie RP godną najwyższego szacunku ikonę polskości. Wniosek jest prosty: jeśli prezydent jest z naszej partii, wieszamy portrety. Jeśli jest z wrogiej partii, z portretów robimy wycieraczki.
Niewykluczone, że problem sam się rozwiąże: już niedługo nie będzie gdzie wieszać fotografii prezydenta, bo MSZ zajmuje się ostatnio głównie zwijaniem swojej działalności na wszystkich kontynentach. Polska dyplomacja jest w głębokim kryzysie, toczą ją wewnętrzne konflikty, brak w niej świeżej krwi, nie jesteśmy w stanie wywalczyć żadnych poważnych stanowisk dla polskich urzędników w żadnej światowej instytucji.
W takiej sytuacji może i lepiej, żeby Radosław Sikorski dostał nową tekę: Minister of Interior Design.