Tamci zresztą wcale nie ruszyli, bo siedzą przed komputerami i cieszą twarze fotosami z I Zjazdu. Pomyśleć tylko, że ich duchowy przewodnik: "wszechstronnie wykształcony i wykazujący polityczną intuicję" – jak określali go eksperci we wszystkich stacjach – dał się w tę sobotę przykryć jak kotek kocykiem.

Zlot palikotożerców miał być wiadomością numer jeden, tymczasem premier, najwyraźniej zirytowany już przeciągiem, na pożegnanie przytrzasnął posłowi z Lublina paluszki. Czy to przypadek, że rząd wydał wojnę dopalaczom akurat tego samego dnia, gdy Kuba Wojewódzki życzył Palikotowi: "Bądź dopalaczem polskiej polityki"? Czy Wojewódzkiemu chodziło o wycofanie swojego idola z obiegu? Czy aż tak źle z Palikotowymi finansami, które wciąż bada Centralne Biuro Antykorupcyjne?

Osobiście bardziej ciekawi mnie, co zrobią ci biedni ludzie, którzy przyjechali – jak podniecał się Palikot – na zjazd "stowarzyszenia, które wcale nie istnieje", gdy wyjdzie szydło z worka i okaże się, że Nowoczesna Polska to tylko kolejny żart króla żołądkowej. Kiedy na oczach kamer znów ściągnie zerówki i przyliże pawie pióra, mówiąc dziennikarzom: "Nabrałem was!". Kora nagra pewnie album z kolędami "Mizerna, cicha", ale reszta towarzystwa?

Zawsze mogą poczytać sobie dowcipy w Internecie. Na przykład taki. Siedziba Ruchu Poparcia. Palikot wychodzi z gabinetu w blasku fleszy i dostrzega skromnego, niepozornego człowieka, który właśnie podpisuje akces do jego partii. – Co pana skłoniło do tego ważnego ruchu? – pyta wyraźnie zadowolony. – Proszę pana. Sprawa jest prosta – odpowiada człowieczek. – Wróciłem wczoraj do domu wcześniej niż zwykle. Patrzę: żona na wersalce kotłuje się z sąsiadem, syn daje sobie w żyłę, a córka ćwiczy taniec na rurze. Czekajcie – zawołałem – to teraz ja wam wstydu narobię...