Jeszcze rok temu palącym problemem było poznanie stanu zdrowia prezydenta. Dziś już nas to jakoś nie interesuje, wiedzy tej nam nie trzeba. Dziennikarskie autorytety milczą o tym, że to standard w cywilizowanym świecie, że to oczywiste, że nie ma się czego wstydzić, że tylko zaściankowa mentalność kartofla każe się na takie pytania oburzać.
A i partia rządząca straciła do tego serce. – Po 10 kwietnia zmieniła się sytuacja – puszcza oko poseł PO Damian Raczkowski. Co prawda jego partyjny konfrater zapewnia, iż Platforma nadal będzie pracować nad stosowną ustawą, ale jakoś nikomu do niej niepilno. Prezydent Komorowski, urzędujący ponad pół roku, na wizytę u lekarza też czasu nie znalazł. A przecież naród się trapi, tyle jest chorób odzwierzęcych, albo i jakiego kleszcza mógł taki myśliwy złapać, albo inne bydlę.
Zainteresowanie mediów prezydentem spada zresztą w zdumiewającym tempie. Nikogo już nie intryguje, ile małpek wypija się w pałacu, ile winka, ile to kosztuje. Zaiste, nadmiar bodźców powoduje spadek apetytu na informację. Dobrze chociaż, że historię znamy doskonale i wszystko wyjaśniono.
I tak z raportu o katastrofach i zbrodniach dowiemy się wkrótce, że najpierw Lech Kaczyński zapakował do awanturniczej wyprawy samolotem 95 niewinnych osób i siebie, a później okładał pilotareklamówką z kanapkami, czym doprowadził do katastrofy. W ataku szału żagiew nienawiści rozniósł po kraju brat jego, Jarosław, doprowadzając weterana walki z faszyzmem do ataku w łódzkim biurze. Krew się polała i nienawiść tę można zatamować, wyłącznie delegalizując PiS i internując jego działaczy. Stąd zresztą zaproszenie Jarosława Kaczyńskiego do Pałacu Prezydenta – mieli go zamknąć tam, gdzie i tak chciał zamieszkać. Błaszczaka nie przyjęto – ma być internowany w hurtowni garniturów.
A badania? A, nie, oczywiście, badania będą. Tyle że nie prezydenta. Zresztą profesura już się wypowiedziała. Niesiołowski: "Kaczyński potrzebuje psychiatry". Nałęcz: "Takich ludzi trzeba leczyć!".