Trudno ważyć ludzkie zasługi. Przypomnijmy, że Orzeł Biały to odznaczenie w Polsce najwyższe. Z pewnością Michnik i Hall to ważni likwidatorzy PRL, a więc współtwórcy naszej wolności. Można się zastanawiać, czy ekspremier i kościelny hierarcha dorównują im życiowym dorobkiem. Jednak orderu nie kompromitują. A przypomnijmy, że za prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego dostawali go peerelowscy działacze zasłużeni w umacnianiu poprzedniego systemu.

Inną sprawą jest kontekst. Kiedy Lech Kaczyński odznaczał działaczy KOR, Michnik nie znalazł się wśród nich. Oburzano się tym, a wtedy Paweł Śpiewak ujawnił okoliczności. Szef „Gazety" miał dostać Krzyż Wielki Orderu Odrodzenia Polski. Ale on chciał tylko Orła Białego, więc negocjacje spełzły na niczym. Teraz pośpieszne nagradzanie go najwyższym odznaczeniem wygląda na naprawianie tamtej „krzywdy".

Trudno się oprzeć wrażeniu, że doraźna polityka jest tu ważniejsza niż historyczne zasługi. Warto przypomnieć jeszcze jedno. Prezydent Kaczyński, obdarzający odznaczeniami ludzi z najróżniejszych dawnych grup opozycyjnych czy środowisk, nie kierował się na ogół usytuowaniem poszczególnych nazwisk w dzisiejszej polityce. A pierwsza orderowa lista Komorowskiego to lista ludzi, którzy są z nim w politycznej przyjaźni.

Zawsze można to uznać za przypadek. Ba, stwierdzić, że to szukanie ludzi z różnych stron barykady, aby ich odznaczyć, byłoby upolitycznianiem tego co niepolityczne. Niemniej powiedzmy otwarcie: kolejna okazja, aby przełamać podziały z ostatnich lat, nie została przez prezydenta Komorowskiego wykorzystana.