Biorąc pod uwagę politykę dziennika, uznać należy, że ten prekursorki akt uwolni cały proces i niedługo z Czerskiej wyruszy parada "wanker pride" potrząsająca odpowiednimi akcesoriami i głosząca dumę onanisty. Przyłączą się do niej walczący z obskurantyzmem politycy z wymachującym Palikotem Ryszardem Kaliszem na czele i osobnej platformie.
Zanim jednak to nastąpi trzeba przyznać palmę pierwszeństwa inicjatorowi, zwłaszcza, że trudno odnaleźć jego inne zasługi dla ludzkości. Nazywa się on Grzegorz Sroczyński.
Jestem szczególnie uprawniony do opiewania jego chwały, gdyż skłonności swoje ujawnił przy okazji mojej powieści. Odnotowując adaptację "Doliny nicości" dla teatru TVP zaniepokoił się czy znajdzie się w niej fragment, a dokładnie zdanie opisujące seks oralny. Cały swój felietonik poświęcił tej, złożonej z pięciu słów frazie. Sugerował, aby adaptacja skupiła się właśnie na niej.
Biorąc pod uwagę, że powieść liczy 350 str., wyłowienie z niej tego, zaiste nie najważniejszego, zdania powinno cieszyć mnie jako przykład niezwykle wnikliwej lektury. Budzi jednak obawy, że jest efektem kolektywnej pracy jaką za dawnych czasów uprawiali nastoletni uczniowie nad tekstami literackimi. Efektem było przekazywanie sobie książki z podkreślonymi na czerwono fragmentami, opatrzonymi strzałką z napisem: "tu czytać". Ta druga interpretacja wydaje się być prawdziwsza zwłaszcza jeżeli weźmiemy pod uwagę "recenzję", którą na łamach "Wyborczej" zaszczycił mnie sam Seweryn Blumsztajn. Nie wiem czy poczytywać sobie za zasługę, że swojego czasu oderwałem go od gwizdka (choć to nie jest pewne) i uczyniłem jednorazowym krytykiem literackim. W każdym razie ujęła mnie szczerość zdania, w którym specjalista od manif dziwi się, że iluś uznanym literaturoznawcom podoba się książka, którą on postrzega jako grafomanię. Wniosek Blumsztajna — literaturoznawcy nie mają pojęcia o literaturze — jest tyleż przewidywalny, co wzmacniający bardzo antypolską opinię, że tak naprawdę nazywa się on Kwiatkowski.
No, ale Blumsztajn-Kwiatkowski powoływał się na co najmniej kilka zdań i to nie tylko erotycznej treści. Roztrzęsiony felietonik Sroczyńskiego ogranicza się do jednego.