Wildstein: Onanistom z Wyborczej (i okolic)

Po rozmaitych coming outach (dla nieobznajomionych z "poprawną" polszczyzną — rzecz dotyczy chwalenia się wcześniej raczej skrywanymi skłonnościami) homoseksualistów, lesbijek, narkomanów i diabeł wie kogo jeszcze, ostatnio odnotować mogliśmy w "Wyborczej" publiczne wystąpienie onanisty.

Publikacja: 27.11.2010 19:45

Bronisław Wildstein

Bronisław Wildstein

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Biorąc pod uwagę politykę dziennika, uznać należy, że ten prekursorki akt uwolni cały proces i niedługo z Czerskiej wyruszy parada "wanker pride" potrząsająca odpowiednimi akcesoriami i głosząca dumę onanisty. Przyłączą się do niej walczący z obskurantyzmem politycy z wymachującym Palikotem Ryszardem Kaliszem na czele i osobnej platformie.

Zanim jednak to nastąpi trzeba przyznać palmę pierwszeństwa inicjatorowi, zwłaszcza, że trudno odnaleźć jego inne zasługi dla ludzkości. Nazywa się on Grzegorz Sroczyński.

Jestem szczególnie uprawniony do opiewania jego chwały, gdyż skłonności swoje ujawnił przy okazji mojej powieści. Odnotowując adaptację "Doliny nicości" dla teatru TVP zaniepokoił się czy znajdzie się w niej fragment, a dokładnie zdanie opisujące seks oralny. Cały swój felietonik poświęcił tej, złożonej z pięciu słów frazie. Sugerował, aby adaptacja skupiła się właśnie na niej.

Biorąc pod uwagę, że powieść liczy 350 str., wyłowienie z niej tego, zaiste nie najważniejszego, zdania powinno cieszyć mnie jako przykład niezwykle wnikliwej lektury. Budzi jednak obawy, że jest efektem kolektywnej pracy jaką za dawnych czasów uprawiali nastoletni uczniowie nad tekstami literackimi. Efektem było przekazywanie sobie książki z podkreślonymi na czerwono fragmentami, opatrzonymi strzałką z napisem: "tu czytać". Ta druga interpretacja wydaje się być prawdziwsza zwłaszcza jeżeli weźmiemy pod uwagę "recenzję", którą na łamach "Wyborczej" zaszczycił mnie sam Seweryn Blumsztajn. Nie wiem czy poczytywać sobie za zasługę, że swojego czasu oderwałem go od gwizdka (choć to nie jest pewne) i uczyniłem jednorazowym krytykiem literackim. W każdym razie ujęła mnie szczerość zdania, w którym specjalista od manif dziwi się, że iluś uznanym literaturoznawcom podoba się książka, którą on postrzega jako grafomanię. Wniosek Blumsztajna — literaturoznawcy nie mają pojęcia o literaturze — jest tyleż przewidywalny, co wzmacniający bardzo antypolską opinię, że tak naprawdę nazywa się on Kwiatkowski.

No, ale Blumsztajn-Kwiatkowski powoływał się na co najmniej kilka zdań i to nie tylko erotycznej treści. Roztrzęsiony felietonik Sroczyńskiego ogranicza się do jednego.

Kilka lat temu, na łamach "Nie", niejaki Gadzinowski mój tom opowiadań "Przyszłość z ograniczoną odpowiedzialnością" zredukował do zdania w jednym z nich, w którym jego bohater kontemplował swój zmęczony członek. Przypuszczalnie informacje "gdzie czytać" wymieniał z kolegami z "Wyborczej". Sprawa nie dotyczy tylko mojej literatury. Inny twórca "Wyborczej", Wojciech Olrliński tak się zafiksował poszukiwaniem "momentów" w powieści Rafała Ziemkiewicza "Żywina", że jako ich przykład cytował zdanie opisujące intymną higienę bohatera. No, cóż…

Ponieważ parada "wanker pride" nie przemaszerowała jeszcze, mam prawo żywić do wymienionych litość. Przekazuję im więc dwie wiadomości: złą i dobrą. Złą, że w mojej najnowszej powieści dwa razy grubszej od "Doliny nicości" dużo trudniej będzie im wyszukać fragmenty, które zakreślać mogli będą swoimi dygoczącymi paluszkami. Dobrą, że w literaturze współczesnej, nawet tej klasycznej, znajdą ich bez porównania więcej u innych autorów, a ponieważ wyraźnie się nie orientują, powodowany współczuciem mogę wskazać im całe książki, które zresztą znajdują się także w lekturach szkolnych.

Uczciwość każe zastanowić się, czy to nie tyle coming out onanisty, co eksplozja dulszczyzny. Tak się jednak dziwnie składa, że obie interpretacje nie tylko nie przeczą sobie, ale doskonale się dopełniają opisując zjawisko, którego wylęga się z ulicy Czerskiej. Ale tego ani Blumsztajn-Kwiatkowski, ani tym bardziej Sroczyński nie będą w stanie pojąć.

Biorąc pod uwagę politykę dziennika, uznać należy, że ten prekursorki akt uwolni cały proces i niedługo z Czerskiej wyruszy parada "wanker pride" potrząsająca odpowiednimi akcesoriami i głosząca dumę onanisty. Przyłączą się do niej walczący z obskurantyzmem politycy z wymachującym Palikotem Ryszardem Kaliszem na czele i osobnej platformie.

Zanim jednak to nastąpi trzeba przyznać palmę pierwszeństwa inicjatorowi, zwłaszcza, że trudno odnaleźć jego inne zasługi dla ludzkości. Nazywa się on Grzegorz Sroczyński.

Pozostało jeszcze 86% artykułu
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Kłamstwo Karola Nawrockiego odsłania niewygodne fakty. PiS ma problem
Komentarze
Bogusław Chrabota: Alcatraz, czyli obsesja Donalda Trumpa rośnie
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Trump to sojusznik wysokiego ryzyka dla Nawrockiego
Komentarze
Estera Flieger: Po spotkaniu Karola Nawrockiego z Donaldem Trumpem politycy KO nie wytrzymali ciśnienia
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Donald Tusk w orędziu mówi językiem PiS. Ale oferuje coś jeszcze
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne