I to kilkakrotnie („premierowi zabrakło refleksu”, „to, że premier był na wakacjach, nie pomogło… ”). To znaczące – bo marszałek Sejmu znany jest m.in.z tego, że działa precyzyjnie i nie nerwowo.
I choć teoretycznie zrównoważył krytykę rytualnymi atakami na opozycję, to wyraźnie widać, że jego wypowiedź boleśnie ugodziła tych, których ugodzić miała. I zmieniła sytuację wewnątrz Platformy Obywatelskiej. Świadczy o tym choćby ton Stefana Niesiołowskiego („marszałek uległ histerii… ”; zauważmy przy okazji, że kiedy środowe obrady prowadził Schetyna, zachowywał się wobec opozycji – odwrotnie niż Niesiołowski – spokojnie).
Świadczy o tym też nerwowa reakcja Pawła Grasia.
Po objęciu laski marszałkowskiej Schetyna już kilkakrotnie wysyłał sygnały mające świadczyć, że jest bytem politycznym wobec Tuska wprawdzie sojuszniczym, ale osobnym i niezależnym. Warto przypomnieć choćbydemonstrację dystansu wobec zapowiedzi podwyżki podatków. Ale wysłany obecnie sygnał jest jakościowo nowy. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że teraz krytyką został personalnie objęty premier. A to w partii wodzowskiej, jaką jest PO, oznacza nową jakość.
Po drugie dlatego, że niezwykle istotna jest tematyka, w której kontekście Schetyna wypowiedział krytykę. Wspomniana wyżej sprawa podatków nie była kluczową dla życia politycznego Polski. Natomiast sprawa smoleńska stała się – można nad tym ubolewać, ale taka jest rzeczywistość – podstawowym polem bitwy. Segmentem rzeczywistości najbardziej kluczowym dla tożsamości obu zwalczających się obozów politycznych. Można porównać ją do roli, odegranej przez Verdun w czasie I wojny światowej – czyli do miejsca, w którym obie walczące strony postanowiły odnieść zwycięstwo, i niejako umówiły się, że to tu, a nie gdzie indziej któraś z nich przegryzie drugiej gardło.