– Zdrajcy stanu nie mogą rządzić Polską ani minuty dłużej – mówi.

Stankiewicz to niezwykle utalentowana artystka, która potrafi godzić wielką wrażliwość z doskonałym warsztatem filmowca. Jej "Trzech kumpli" czy "Solidarni 2010" to nie tylko dobre filmy, ale też manifestacja odwagi autorki nieobawiającej się poruszania nawet najboleśniejszych problemów. Prawdą jest też, że śledztwo nie jest prowadzone należycie, że rząd i prezydent mają kłopot, co zrobić z pamięcią o Lechu Kaczyńskim.

Jednak Ewa Stankiewicz, oskarżając Tuska o sprzedaż Moskwie polskiej suwerenności, nazywając go zdrajcą i wzywając niemal do obalenia legalnie wybranych władz RP, stawia się poza granicami demokratycznego dyskursu. A przy okazji traci wiarygodność jako dziennikarz – bo staje się stroną w sporze, który relacjonuje.

Stankiewicz mówi, że "sytuacja jest o wiele poważniejsza niż w latach 80., w stanie wojennym". W podobnym tonie wypowiadał się wczoraj w Radiu TOK FM Roman Kuźniar. – Nawet w pierwszym okresie stanu wojennego nie było tak silnej nienawiści – stwierdził doradca prezydenta Komorowskiego i dodał "z pełną odpowiedzialnością", że Jarosław Kaczyński "z pewnością pójdzie do piekła".

To dwie strony tego samego medalu: politycznej zajadłości, która uniemożliwia jasną ocenę sytuacji. Ludzi, którzy mówią takie rzeczy, trudno traktować poważnie.