Problem w tym, że zadaniem komisji Millera nie było zwalenie odpowiedzialności na Rosję, lecz ustalenie, co spowodowało tragedię. Zresztą Miller już wcześniej – po prezentacji raportu MAK – mówił o rosyjskich błędach podczas długiej konferencji.

Teraz fachowcy z komisji najwięcej miejsca poświęcili temu, co działo się po polskiej stronie. Tu bałagan, brak kompetencji, złe szkolenie, błędy były przerażające.

Winę ponoszą po trosze wszyscy. Szef MON – bo źle nadzorował, Dowództwo Sił Powietrznych – bo kontrolowało tak, żeby nie zobaczyć niedociągnięć w pułku. Dowódcy 36. pułku i instruktorzy – bo wykonywali rozkazy, choć wiedzieli, jaki jest poziom wyszkolenia załóg. Sami lotnicy także popełnili błędy. Okazuje się, że wojskowi mają tak połamane kręgosłupy, że nie są w stanie powiedzieć ważnym „dysponentom lotów": – Przepraszamy, to zadanie nie jest wykonalne.

Winę ponoszą politycy i urzędnicy. To oni spóźniali się z zamówieniami na loty i wpisywali na listy pasażerów więcej osób, niż miejsc w samolocie. Traktowali 36. pułk jak własną firmę taksówkową. To oni patrzyli na wojskowych, którzy stawali na baczność i przekazywali podwładnym rozkaz: „Wykonać".

To wszystko opisał Miller. Nie ma się co na niego obrażać. Straciliśmy prezydenta, najważniejszych polityków i generałów. Gdyby Rosjanie działali profesjonalnie, pewnie do tego by nie doszło. Ale na nich nie mamy wpływu. Rozliczyć i naprawić musimy przede wszystkim to, co działo się u nas.