Czytając jego tekst na Salonie 24, dowiedziałem się, że jestem głuptasem, nudziarzem i lizusem, a to tylko niektóre z „argumentów", jakie profesor był łaskaw wytoczyć przeciw mnie.
Nie będę na nie odpowiadał, każdy przemawia takim językiem i sięga po takie racje, na jakie go stać. Ale że wchodząc często do Internetu czegoś się nauczyłem, mogę tylko użyć ulubionego sformułowania wielu internautów: widać, że zabolało. Jeśli tak światowy profesor znajduje tyle czasu żeby wypluć z siebie tyle słów...
Ale do rzeczy. Napisałem jedno zdanie: „Naturalnie gdy profesor Sadurski poucza o niestosowności kary śmierci, jakby to była kwestia używania serwetki do obiadu, dyskusja się kończy". Przeciwstawiłem jego płyciznę, głębi reżysera Krzysztofa Kieślowskiego, który w filmie „Krótki film o zabijaniu" będąc przekonanym przeciwnikiem kary śmierci raczej komplikował niż upraszczał. To najwyraźniej uraziło profesorską dumę.
Sadurski odpowiada, że przecież ma poglądy na karę śmierci i nawet je ostatnio w tekście dla Gazety Wyborczej wyłożył. Z pewnością. Felieton ma swoje prawa, jeśli profesor służył mi tylko jako dygresja, trudno mi było nadmiernie się nad jego stanowiskiem rozwodzić. I gotów jestem teraz potwierdzić: tak Sadurski poglądy na temat kary śmierci ma. Skąd więc ta serwetka?
Ano stąd, że poza poglądami w jego polemikach jest coś jeszcze. Niestety potrzebny jest dłuższy cytat z jego tekstu z Wyborczej, wywołanego debatą po norwewskiej masakrze.