Próbując mnie zawstydzić, napisał m.in: "Przypuśćmy, że redaktor Skwieciński jest pochodzenia żydowskiego, a pewien poseł na Sejm RP powie szefowi naszego redaktora: "No i znów ten wasz Żydek nam dokuczył!". Albo przypuśćmy, że red. Skwieciński jest homoseksualistą, a przedstawiciel narodu zdenerwuje się do red. Wróblewskiego (sic! - PS) słowami: "I znów ten wasz pedał się nas czepia!"
Dalej w jego tekście (który skądinąd znalazł się w "Gazecie" drukowanej, a w internetowej - nie; przyczyna tej decyzji redakcyjnej nie jest mi znana i mnie ciekawi - mam nadzieję że nikt w "Wyborczej" nie śmiał nastąpić na gardło pieśni profesora Sadurskiego?!) jest o tym, że Suski jest niekulturalny i nieprzyzwoity, a ja go bronię.
Oczywiście wiem, że Sadurski tylko udaje, że tego nie rozumie, jednak mimo to powtórzę: ze stylem i poczuciem humoru posła Suskiego nie jest mi po drodze. Ale w tej sprawie nie chodzi o starcie Dobra ze Złem, tylko mniejszego zła z większym. Większym złem jest lewacka dyktatura pojęć, którą p.rzecznik usiłuje wprowadzić. W sukurs p. Rajewicz przybywa profesor Sadowski. Wspólnymi siłami, wspierani niestety przez "Wyborczą" próbują konstruować świat, w którym postępowe areopagi będą tworzyć i narzucać ideologicznie motywowane normy przyzwoitości, dotyczące problemów o wiele ważniejszych niż "problem Murzynka". "Murzynek" jest pretekstem, poligonem, "rozpoznaniem bojem". Po zwycięstwie w sprawie Murzynka rychło okaże się, że nieprzyzwoity (nie - niesłuszny, tylko właśnie nieprzyzwoity) jest np.sprzeciw wobec adopcji homoseksualnej, kwot płciowych w radach nadzorczych i w ogóle wszystkiego, na co areopag zechce skierować lufy politycznopoprawnościowych medialnych armat.
Dodajmy, że w dodatku (jak słusznie podniósł na łamach "Rz" Piotr Zaremba) - sprawa "Murzynka" to przypadek rozmowy PRYWATNEJ - bo Suski nie wypowiadał się bynajmniej publicznie, co jest ważnym elementem sprawy.