Gdy Małysz wygrywał, długo był sam, obok niego zmieniali się młodzi podobno zdolni, ale sukcesy nie przychodziły. Dlatego uzasadnione wydawało się pytanie: czy coś po mistrzu zostanie, oprócz telewizyjnych rekordów oglądalności i wspomnień tych, którzy szli z trąbami pod Krokiew?
Dziś już wiadomo, że nie zostajemy z niczym. Obecne pokolenie skoczków osiągnęło to, co nawet w czasach „Orła z Wisły” się nie udało: mamy medal mistrzostw świata w drużynie, pod wodzą nie zagranicznego guru, lecz młodego polskiego trenera Łukasza Kruczka, którego zawodnicy szanują, a my słuchamy z satysfakcją, bo potrafi klarownie opowiedzieć o skokowej alchemii. Jest program poszukiwania zdolnej młodzieży, pilotowany od lat przez tego samego sponsora, są dużo lepsze warunki do treningu. Na igrzyska w Soczi możemy czekać z nadzieją, jest życie po Małyszu.
Justyna Kowalczyk to drugi odcinek tego samego narciarskiego serialu o samotnym bohaterze. Ona przyszła już trochę na gotowe, dobre – jak na nasze możliwości, choć wciąż nieporównywalne z Norweżkami – warunki stworzono jej dość szybko po sukcesach. Pani Justyna to typ inny niż Małysz – on bronił Svena Hannawalda, gdy polscy kibice ciskali w niego śnieżkami, ona świadomie antagonizowała stosunki z Norweżkami, bo jest, jak sama kiedyś powiedziała, „twardą babą spod Turbacza”. Szanujemy ją inaczej, bo ona jest inna. I ma już coś, czego Małysz nie wywalczy – złoty medal olimpijski. Czy powiększy ten dorobek w Soczi, czy pokona najwybitniejszą narciarkę swoich czasów Marit Bjoergen choć w jednym biegu?
Trener Aleksander Wierietielny w rozmowie z „Rz” w sposób jasny sformułował swoje stanowisko: „Justyna już mnie nie słucha, robi wszystko po swojemu”. Jeśli się nie dogadają, Bjoergen może spać spokojnie.
A przed PZN jest jeszcze jedno zadanie: sprawić, by tysiące Polaków zjeżdżających na nartach tam, gdzie triumfował Stoch i dzielnie walczyła Kowalczyk, miały swojego idola w sporcie, który jest ich pasją nawet bez idoli – narciarstwie alpejskim. Dopiero wtedy masy poczują swoją siłę, nie tylko przed telewizorem.