A oto przykład okraszony prawdziwą anegdotą.
Sąsiad mój przez tydzień przygotowywał się do obchodów urodzin swojej żony. Rozdzielił zadania związane z kupnem prezentów – między siebie i dzieci, a także teściów.
Mając z głowy większość kłopotów związanych z wyborem upominków, czekał bez większego stresu na chwilę, gdy będzie mógł złożyć życzenia małżonce. Od chwili tej dzieliła go godzina. Dla większej pewności skontaktował się z synem, zwykle roztargnionym, by sprawdzić, czy kupił wrzosy.
Zgadnijcie Państwo, czy syn proszony dwukrotnie przez ojca kupił dla swojej mamy w dniu jej urodzin jej ulubione wrzosy? Odpowiedź uzyskana przez telefon świadczyła, że nie. Sąsiad nie wytrzymał i się rozłączył.
– Jechałem z tortem, a tu nie ma kwiatów. A ja już byłem daleko od kwiaciarni. Musiałem się wracać! – opowiadał sąsiad.