W czwartek ostatnia runda negocjacji lekarzy rodzinnych z Ministerstwem Zdrowia. Chodzi o kontrakty na przyszły rok z NFZ. Szefowie Porozumienia Zielonogórskiego i Kolegium Lekarzy Rodzinnych w Polsce zapowiadają, że jeśli resort nie pójdzie im na ustępstwa, w styczniu zamkną swoje gabinety. W efekcie nie tylko połowa ubezpieczonych Polaków będzie musiała się leczyć prywatnie, ale w gruzach legnie też flagowy projekt ministerstwa, czyli pakiet onkologiczny, który ma zlikwidować kolejki w leczeniu nowotworów.
Źli lekarze? Nie do końca. Warunki, na jakich mają podpisać nowe kontrakty, są, mówiąc delikatnie – niejasne, a mówiąc niedelikatnie – skrajnie niekorzystne. Praktycznie za te same pieniądze lekarze podstawowej opieki zdrowotnej będą zlecać szereg drogich badań diagnostycznych, a z przepisów nie wynika jasno, czy za zlecone procedury mające wykryć nowotwór zapłaci NFZ.
Są nie tylko kosztowne, ale również osobliwe. Chodzi m.in. o echo serca (wysokospecjalistyczne badanie kardiologiczne, które, owszem, wykrywa nowotwór serca, ale niezwykle rzadko) czy USG przełyku (w zeszłym roku w całym kraju przeprowadzono 120 takich zabiegów i specjalistów potrafiących je wykonywać jest zaledwie kilku).
W dodatku resort zabiera lekarzom potrójną stawkę za pacjentów z chorobami układu krążenia i cukrzycą. Od ponad roku alarmujemy na łamach „Rzeczpospolitej", że sytuacja cukrzyków jest katastrofalna. Nawet obowiązująca dziś trzykrotna stawka za ich leczenie nie pozwala na wykrycie większości powikłań, których skutkiem jest m.in. najwyższa liczba amputacji nóg w Europie. Od nowego roku na cukrzyków, których są w Polsce trzy miliony, pieniędzy będzie jeszcze mniej.
To dlatego lekarze zapowiadają, że nie ustąpią. Boją się, że podpisując kontrakty, doprowadzą się do plajty. Nie ustąpi też resort, bo chcąc przystać na warunki medyków, będzie musiał dosypać do systemu pieniędzy, których nie ma.