Brawo panie ministrze, a może pani premier, bo jakoś nie mam wątpliwości, że to ona wywarła presję na nieugiętego Arłukowicza. Zyskają (może) pacjenci, ale na całej awanturze stracił rząd. Problem z lekarzami PZ, co solidarnie zauważają wszyscy eksperci, jest pierwszą poważną rysą na gabinecie Ewy Kopacz. Warto zauważyć, ze rolę czarnego luda odegrał nie tylko Arłukowicz, skądinąd rzekomy człowiek lewicy, ale i sama pani premier, która w spór włączyła się zbyt późno.

Przypomnijmy, jej sytuacja jest o tyle dwuznaczna, że kiedyś wiązała macierzystą partię z PZ. A po wtóre, kto jak kto, ale to ona była przecież ministrem zdrowia.  Dodatkowo warto zauważyć, że ofiarami przepychanki z lekarzami był nie kto inny, tylko najbardziej socjalny z elektoratów, ludzie starsi i niezamożni. Warszawskie lemingi mają zamiast publicznych przychodni prywatne placówki. I tu jest pies pogrzebany. Na naszych oczach w ostatnich dniach rozsypała się socjalna strategia późnego Tuska, którą odziedziczyła Ewa Kopacz.

Na skutek arogancji Arłukowicza ta cześć wyborców, która odebrana lewicy może uratować rządzącą Platformę, musiała nabrać wobec rządu poważnych wątpliwości. I właśnie o finale tej sprawy w dzisiejszych gazetach czytelnik nie znajdzie ani słowa.