Dotąd bowiem media opisywały towarzystwo „przyjaciółek", które trochę zajmowały się polityką a trochę plotkowaniem opierając się na przeciekach z Kancelarii Premiera, lub powtarzanych w politycznych kuluarach plotkach. Sęk w tym, że po czwartkowych dymisjach może się okazać, że wcale nie były to plotki, tylko rzeczywistość, w otoczeniu premier panował zaś wielki chaos.
Kopacz okazała się i tak niezwykle lojalna i do ostatniej afery brała na siebie błędy współpracowników. Wizerunkowe wpadki takie jak sesja dla "Vivy" czy świąteczny wywiad dla TVP mogły być wypadkami przy pracy, ale też mogły świadczyć o braku profesjonalizmu.
Premier, który gra rolę twardego polityka, ostro negocjuje z lekarzami czy górnikami, nie może potykać się na banalnych błędach współpracowników. Dlatego dla Platformy, której los zależy od powodzenia Ewy Kopacz, potwierdzenie plotek o otoczeniu pani premier to wyjątkowo fatalna informacja. Choć kilku polityków PO, którzy ostatnio byli bohaterami tabloidów na pewno odetchnęło z ulgą. Ale dla partii jedyną pociechą może być dla tylko to, że katastrofa wizerunkowa sięgnęła dna i trudno sobie wyobrazić, by mogło być gorzej.
Ewa Kopacz mówi o nowym otwarciu – choć przecież dla PO nowym otwarciem miały być właśnie jej rządy. Nie, nie będzie to nowe otwarcie. Wyrzucając najbliższych współpracowników premier sama przyznaje się do błędu.
Czy zdoła odbudować się politycznie i powalczyć o autorytet i przywództwo w PO? To zależy od tego kim będą jej nowi współpracownicy. Pewne jest natomiast, że to ostatnia szansa dla premier Kopacz. Z kolejnego kryzysu będzie jej się naprawdę trudno podnieść.