Wynik drugiego (odrzucą propozycje wierzycieli czy nie odrzucą) właśnie poznaliśmy. Jest to, jak widać po przeliczeniu części głosów, odrzucenie bardzo zdecydowane. Można się spodziewać, że wzmocniony takim poparciem społecznym premier Cipras będzie mniej skory do kompromisu.
Na dłuższą metę ważny jest dylemat: wyjdą?, nie wyjdą?. Ostatnio wydawało się co prawda, że Niemcy i inni wierzyciele zrobią prawie wszystko, by Grecja nie opuściła strefy euro. Bo strefa powstała z powodów politycznych, między innymi wbrew opinii publicznej w Niemczech i bez konsultacji z tamtejszym bankiem centralnym, i z powodów politycznych ma przetrwać. Nie wiadomo jednak, czy będą chętni do zapłacenia wielomiliardowej ceny za podtrzymanie tej decyzji.
W dłuższej perspektywie greckiej gospodarki nie da się uratować bez darowania części długów. Chętnych jednak nie widać. Zresztą jak do tego przekonać kraje, które – jak Hiszpania – pożyczyły Grecji dwadzieścia parę miliardów euro, same wprowadziły drastyczne oszczędności i nie poradziły sobie z zapewnieniem pracy połowie młodych obywateli? Jak przekonać do tego państwa z naszego regionu, w których płace i emerytury są niższe niż te – i tak znacznie obniżone – w Grecji?
Niezależnie od wyniku referendum sprawa Grexitu, wyjścia Grecji ze strefy euro, będzie się więc pojawiała w dyskusjach Europejczyków. Grexit to nie tylko sprawa gospodarki, reakcji rynków. To również kwestia psychologii, emocji, symboli. Dotąd Unia się rozszerzała, przybywało jej członków skuszonych atrakcyjnością europejskich wartości. Teraz po raz pierwszy mogłaby się zmniejszyć.
Nie jest jasne, czy można opuścić strefę euro, nie wychodząc jednocześnie z Unii Europejskiej. To znaczy niby wiadomo, że nie można, ale prawnicy brukselscy nie takich cudów dokonywali.