Głosowanie raz na cztery lata, kiedy wycinamy nielubianych polityków i nowi mogą porządzić, aż do kolejnego pogromu. Chyba że uśpieni ciepłem wody w kranie zapomnimy dowalić, komu trzeba, i stare zgredy pętają się przez kolejne kadencje, aż wreszcie naród zauważy ich dokuczliwą obecność. Kto zdobył w wyborach większość, ten rządzi, a przegrani powinni siedzieć cicho. Najlepszym wyrazem tego myślenia są przesławne JOW-y, gdzie zwycięzca jest tylko jeden, a reszta ma być wzięta pod but.
Dlatego tak wielkie kontrowersje wywołuje przepchnięte ostatnio przez Senat, a czekające na podpis prezydenta prawo o zapłodnieniu in vitro. Prezydent zresztą się waha i wcale mu się nie dziwię, bo hierarchowie Kościoła (nie wspominając nawet o pomniejszych publicystach mających się za katolickich) pomstują na złych chrześcijan, którzy pozwolili na uchwalenie, a nawet grożą ekskomuniką. A przed nim zaledwie parę tygodni do końca kadencji. Cóż by się działo, gdyby na porządku dnia stanęły takie sprawy jak związki partnerskie albo jeszcze gorzej aborcja?
Oczywiście uśmiercanie zarodków jest złem i o tym jest przekonana większość obywateli Rzeczypospolitej, w tym niżej podpisany. Ale prócz nich są obywatele, którzy tak nie sądzą i też opierają się na jakichś zasadach, chociaż ja uważam moje zasady za słuszniejsze. Podobnie jak są obywatele przekonani, że małżeństwo to niekoniecznie związek odmiennych płci i niekoniecznie trzeba je zawierać przed ołtarzem, a przynajmniej w urzędzie. Są również obywatele uważający, że państwo, dążąc do wykrycia korupcji, nie może się uciekać do dowolnej prowokacji albo podsuwania łapówki. I tak dalej, i tak dalej... Czy to znaczy, że skoro nas jest więcej, możemy ich zakrzyczeć?
To nie głosowanie, ale ochrona praw mniejszości, jest sednem demokracji. Temu służy proporcjonalna ordynacja wyborcza, opozycja, wolność słowa i powściągliwość w stanowieniu prawa. Ma ono wynikać z dobra wspólnego, a nie z dogmatów. Jeśli będzie regulować wszystko, to gdzie miejsce dla sumienia i wolnej woli? Akurat mija 50 lat od uchwalenia przez Sobór Watykański II deklaracji „Nostra aetate", gdzie z szacunkiem mówi się o prawie innych religii do poszukiwania własnej prawdy moralnej, a do tego trzeba byłoby jeszcze dodać ateistów. Ale dzisiaj rację ma pan prezes, który niedawno powiedział aż w samej Częstochowie, że „nie ma w Polsce innej nauki moralnej niż ta, którą głosi Kościół". Wkrótce on będzie rządzić i stanowić jedynie słuszne prawo.