Polska wysłała w poniedziałek wniosek do Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) o odnowienie dostępu do Elastycznej Linii Kredytowej (FCL od ang. Flexible Credit Line) ) od połowy stycznia 2017 r., po wygaśnięciu obecnej umowy. Nowa linia będzie o połowę mniejsza od obecnej i wyniesie ok. 8,3 mld euro. Ministerstwo Finansów poinformowało PAP, że opłata za gotowość wyniesie rocznie 12,43 mln SDR (ok. 16 mln euro). Wniosek podpisali wspólnie wicepremier, minister rozwoju i finansów Mateusz Morawiecki oraz prezes Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński.
Dariusz Filar, były członek Rady Polityki Pieniężnej uważa, że dobrze mieć takie zabezpieczenie pod ręką. "Ta linia to mechanizm przyznawany krajom, które rozważnie prowadziły politykę zaspokajania swoich potrzeb pożyczkowych, także w obliczu zawirowań na globalnym rynku finansowym - wyjaśnił Filar. "Dla inwestorów stanowi ona potwierdzenie prowadzenia odpowiedzialnej polityki w tym zakresie. Może więc być ona traktowana jako swoista polisa ubezpieczeniowa, która mogłaby zostać wykorzystana w przypadku nieprzewidzianych turbulencji - dlatego warto za nią płacić" - dodał.
W jego ocenie na świecie wciąż mamy do czynienia z wysoką zmiennością na rynkach finansowych, widać to chociażby w wahaniach głównej pary walutowej euro-dolar. "Warto więc pewne zabezpieczenie utrzymać, zwłaszcza gdy oferent - MFW - gotów jest je nadal udostępniać. A że ryzyko gwałtownych zawirowań globalnych wydaje się mniejsze niż w pierwszym okresie udostępnienia linii, to i jej wielkość może być o połowę niższa" - zaznaczył profesor.
B. wiceminister finansów, Stanisław Gomułka stwierdził, że w przeszłości ministerstwo finansów było zwykle za tym, aby taką linię utrzymywać. "NBP miało czasem wątpliwości, bo uważało, że to za duży koszt. Uzasadnieniem, aby MFW dla nas pieniądze w gotowości trzymało było i jest ryzyko, że może nastąpić atak na złotego i trzeba będzie go bronić" - powiedział
Były wiceprzewodniczący Komisji Nadzoru Bankowego Cezary Mech, zaznaczył z kolei, że Polska nie potrzebuje takiej linii kredytowej. "Tym bardziej, że płacimy za nią nieporównywalnie wysoką w stosunku do wysokości kredytu opłatę" - stwierdził. "Z drugiej strony kwota udostępnianego kredytu jest niska w stosunku do stanu naszych rezerw. Gdybyśmy rzeczywiście byli zmuszeni po tę pożyczkę sięgnąć, świadczyłoby to o tym, że jesteśmy w super kryzysowej sytuacji" - dodał.