Już początek notowań nie napawał optymizmem. Po spadkowej sesji w Stanach Zjednoczonych oraz tąpnięciu na rynku w Szanghaju niemal pewnym było, że również główne europejskie wskaźniki znajdą się pod presją podaży. Tak też się stało. GPW pod tym względem nie była wyjątkiem. WIG20 na stracie stracił prawie 0,6 proc. Kolejne godziny handlu nie poprawiły humoru inwestorom, wręcz przeciwnie. Im dłużej trwała sesja tym presja podaży była coraz większa. Chociaż od strony fundamentalnej brakowało argumentów do mocnej przeceny w Warszawie, to nasz rynek poruszał się z kierunkiem, które wyznaczały pozostałe rynki. Tam kolor czerwony świecił nadzwyczaj mocno. Niemiecki DAX czy też francuski CAC40 traciły w trakcie sesji nawet ponad 2 proc. To i tak jednak nic w porównaniu z tym co działo się w Grecji. Tamtejszy wskaźnik Athex kończył notowania prawie 13 -proc. spadkiem. Powód? Rząd zapowiedział, że głosowanie nad wyborem nowego prezydenta rozpocznie się już 17 grudnia, mimo że kadencja urzędującego szefa państwa Karolosa Papouliasa wygasa dopiero w marcu. To z kolei niesie ze sobą ryzyko rządowego i konieczności przeprowadzenia wyborów parlamentarnych.
Aż tak głębokich spadków nie było w Warszawie chociaż i tak inwestorzy nie mieli powodów do zadowolenia. WIG20 zakończył notowania ,14 proc. pod kreską. Tylko dwie firm wchodzące w skład tego indeksu (JSW oraz PKO BP) zakończyły notowań na plusie. Najwięcej stracił Eurocash. Walory tej firmy zostały przecenione aż o 4,8 proc.
Podaż dominowała także w sektorze średnich, jak i małych firm. WIG50 stracił 0,16 proc. zaś WIG250 0,44 proc. Przecenie towarzyszyły wysokie obroty. Wyniosły one 1,1 mld zł, co jest wynikiem dawno nie widzianym na GPW.
Do końca dnia podnieść nie udało się innym europejskim wskaźnikom. Gwoździem do trumny okazał się spadkowy początek dnia na Wall Street. Już po godzinie handlu tamtejsze indeksy traciły około 1 proc.