To było dla inwestorów dużym zaskoczeniem. Bank Japonii sięgnął w ten sposób po nowe narzędzie polityki pieniężnej i dał do zrozumienia, że chce bardziej wpływać na rynek obligacji. Wielkość programu skupu aktywów, dotychczas wynosząca 80 bln jenów (788 mld USD) rocznie ma zmieniać się w zależności od potrzeb, a docelowa inflacja ma być większa niż 2 proc. Stopa depozytowa została pozostawiona na dotychczasowym poziomie minus 0,1 proc.
Te decyzje zostały przyjęte z entuzjazmem na giełdach. Japoński indeks Topix skoczył w środę o 2,7 proc., a Nikkei 225 wzrósł w trakcie sesji o 1,9 proc. Zmiana w japońskiej polityce pieniężnej dała impuls do wzrostu akcji banków w Japonii oraz w Europie. Indeks Stoxx Europe Banks zyskiwał w środę ponad 3 proc. Większość europejskich indeksów giełdowych rosła wówczas o ponad 1 proc.
– To pozytywne dla banków, że Bank Japonii nie obciął stopy depozytowej głębiej na negatywne terytorium. Co więcej, myślę, że nowy cel banku centralnego dotyczący rentowności obligacji dziesięcioletnich oznacza, iż nie zejdzie on już niżej ze stopą depozytową – twierdzi Takashi Miura, analityk Credit Suisse.
Reakcja inwestorów na rynku walutowym i długu była bardziej nerwowa. Po komunikacie Banku Japonii jen początkowo słabł o ponad 1 proc. wobec dolara, do nawet 102,7 jenów za dolara. Szybko jednak odrobił straty. Rentowność japońskich obligacji dziesięcioletnich przez chwilę była dodatnia – po raz pierwszy od marca. Wzrosła nawet do 0,005 proc., by wkrótce spaść do minus 0,035 proc.
Część analityków już wątpi w skuteczność nowej polityki japońskiego banku centralnego, zwłaszcza że od trzech lat nie potrafi on nawet zbliżyć się do osiągnięcia swojego celu inflacyjnego. W ostatnich miesiącach działania Banku Japonii oraz jego prezesa Haruhiko Kurody wielokrotnie wywoływały duże zamieszanie na rynkach.