Domy maklerskie, zamiast zwiększać przychody, szukają oszczędności. Mamy więc do czynienia z kolejnymi ruchami kadrowymi, ograniczaniem działalności czy też nawet wprowadzania oszczędności w podstawowych obszarach funkcjonowania biznesu.
Lista problemów
Branża maklerska uzależniona jest przede wszystkim od koniunktury giełdowej. Ta w ubiegłym roku nie rozpieszczała. Obroty na rynku były stosunkowo niskie, a dodatkowo brakowało istotnych transakcji na rynku kapitałowym, które mogłyby wesprzeć finanse pośredników. To jednak jest tylko wierzchołek góry lodowej. Branża cierpi również przez zamieszanie wokół prywatnych TFI, czyli m.in. Altus TFI oraz Trigon TFI. Brokerzy wskazują, że instytucje te były dość istotnym wsparciem dla domów maklerskich, którym płaciły za usługi.
– Biorąc pod uwagę aktywność rynkową Altus TFI i Trigon TFI, pobierane od nich prowizje stanowiły istotną część przychodów z tytułu usług maklerskich. To jednak się skończyło i ciężko jest zasypać powstałą dziurę – przyznaje jeden z brokerów. Do tego dochodzą również problemy strukturalne, z którymi mierzy się branża maklerska.
Cięcie kosztów
– Obsługa inwestorów – będąca fundamentem rynku kapitałowego – jest opłacalna dla wszystkich oprócz tych, którzy ich faktycznie obsługują, czyli domów maklerskich. Wpływ na to mają między innymi wysokie koszty infrastruktury giełdowej. Kondycję branży osłabiają też zdalni członkowie giełdy. Dziś zdalni członkowie dominują w obrotach na GPW. Nie przyciągają oni nowych inwestorów, a odbierają obroty krajowej branży. Dużym problemem są rosnące koszty regulacji – wylicza Waldemar Markiewicz, prezes Izby Domów Maklerskich.