Warto było przed kilkoma laty obserwować kosztowną ofensywę marketingową Chin, Indii czy dużo tańsze, ale skuteczne zabiegi Francuzów. Szefowie państw i rządów jadą do Davos po to, by się pokazać i by to ich było słychać. To jednak – jeśli się nie jest sekretarzem stanu USA czy kanclerzem Niemiec – wymaga sporych starań i przygotowań. Zwłaszcza gdy państwo nie jest w danym momencie na pierwszych stronach gazet. Pobyt przygotowany w ostatniej chwili, gdy nie można już sobie zapewnić udziału w co najmniej jednym dobrym panelu, niewiele daje. Nie przyciągnie uwagi zagranicznych dziennikarzy. Prawda jest brutalna – mając do wyboru ponad setkę VIP-ów, media wychwytują tych najbardziej prominentnych albo swoich – krajowych. Warto więc już teraz zacząć myśleć o tym, jak dobrze wypaść na przyszłorocznym forum. Tylko czy teraz jest w Davos ktoś, kto podpatruje, jak w tym roku promują się inni?