Ponad 300 uczestników IV Forum Ekonomicznego Europa – Rosja i tylko kilku Polaków, jeśli nie liczyć organizatorów z Instytutu Wschodniego. W chwili gdy Rosja i UE dochodzą do wniosku, że trzeba ze sobą rozmawiać, i ustalają reguły dialogu, polskie firmy wyraźnie uznały, że dostęp do rosyjskiego rynku załatwi im ktoś w Brukseli.
Zakończone w piątek nieformalne spotkanie biznesmenów i polityków krajów UE, Rosji, a także krajów z nimi graniczących, nie dało efektów w postaci podpisanych umów handlowych. Pozwoliło jednak lepiej zrozumieć się ludziom, którzy muszą ze sobą współpracować. Padały często ostre słowa, kontrowersyjne sformułowania, po których jednak dyskusja toczyła się już nie przy mikrofonach, ale w kuluarach i barach. Politycy rosyjscy, nawet ci najbardziej „betonowi”, byli oblegani przez Włochów, Niemców i Anglików.
Rozmawiali z nimi również przedstawiciele Orlenu – jedynej polskiej firmy, która zrozumiała znaczenie takich spotkań. Nie były to kurtuazyjne pogaduszki, skoro Konstantin Siemionow, autor raportu o transformacji Rosji w 2007 roku, zarzucił Orlenowi, że „ukradł” Rosjanom Możejki. – Przecież legalnie kupiliśmy tę firmę od Jukosu – tłumaczył cierpliwie wiceprezes PKN Cezary Filipowicz. – Ale Jukos był nasz – zaperzał się Siemionow. Filipowicz potraktował te słowa jako wyraz uznania dla możliwości polskiej firmy. – Warto było przyjechać tutaj choćby tylko po to, by je usłyszeć – cieszył się.
Sprawy dotyczące naszego kraju były więc poruszane bez obecności tych, którzy mogliby przedstawić polski punkt widzenia. Wypowiedzi kilku naszych parlamentarzystów wypadły dość blado. Niektórzy z nich nawet nie potrafili wykorzystać przyznanego im czasu.
– W naszym regionie trzeba znaleźć klucz do stosunków z Rosją. Poprzedni polski rząd przyjął ciekawą strategię i blokował wszelkie inwestycje pochodzące z tego kraju. Tymczasem w Bułgarii, mimo też nie najlepszych relacji politycznych z władzami na Kremlu, firmy z Rosji mogły swobodnie inwestować – mówił Andris Spruds z Uniwersytetu Stradins w Rydze. Niestety, nie znalazł się nikt, kto mógłby wyjaśnić, jakie są plany obecnego polskiego rządu i czy nasze firmy są zainteresowane inwestycjami w Rosji. Tym bardziej że strona rosyjska nie ukrywała wcale, iż warunkiem powodzenia biznesu w tym kraju jest znajomość realiów, tak na poziomie centralnym, jak i lokalnym. – Nie rozmawiajcie z nami o ekologii, bo to temat, który w tej chwili w Rosji zupełnie się nie liczy i strasznie nas denerwuje – mówił prezes Komitetu Edukacji i Nauki Rosyjskiej Rady Federacji Husajn Czeczenow.