Po czterech kwartałach spadków japoński PKB w końcu wzrósł. W drugim kwartale, sprowadzony do ujęcia rocznego, zwiększył się o 3,7 proc. W pierwszym kwartale gospodarka skurczyła się o prawie 12 proc.
Zaraz po publikacji danych ekonomiści zaczęli wyrażać wątpliwości co do trwałości odbicia. – To wynik kosztownych planów ratunkowych dla gospodarki, ale ciężko mi sobie wyobrazić, by gospodarka w kolejnych kwartałach rozwijała się w tym tempie. Ale najgorsze chyba rzeczywiście za nami – ocenia Takahide Kiuchi, główny ekonomista Nomura Securities w Tokio. – Perspektywy nadal są dość słabe, ale powoli zmierzamy do odbicia – mówił wczoraj Yoshimasa Hayashi, minister gospodarki Japonii.
Dane nie poprawiły coraz gorszych nastrojów na azjatyckich giełdach – indeksy zanotowały największe spadki od wielu miesięcy. Nikkei stracił 3,1 proc., Hang Seng w Hongkongu 3,6 proc., a indeks w Szanghaju aż 5,8 proc. To najgorszy wynik tamtejszej giełdy od listopada zeszłego roku.
W całym ubiegłym tygodniu ten indeks spadł o 6,6 proc. – i był to najgorszy tygodniowy wynik od lutego tego roku. Ale i tak skala zwyżek od stycznia – ponad 60 proc. – robi wrażenie. Gorączka na chińskiej giełdzie w ostatnich tygodniach była ogromna – 29 lipca, po raz pierwszy w historii, obroty akcjami w Chinach były większe niż te dokonywane na rynkach amerykańskim, brytyjskim i japońskim. Jednak od kilku tygodni w głowach inwestorów narastało pytanie, czy ten optymizm to efekt rzeczywistej siły gospodarki chińskiej czy swego rodzaju bańka spekulacyjna finansowana m.in. przez ogromną akcję kredytową wspomaganą przez państwo (wartości 1 biliona dol. w pierwszym półroczu). Z tej sumy ok. 15 proc. mogło trafić na giełdę i walnie się przyczynić do kilkudziesięcioprocentowych zwyżek.
Słabsza sytuacja w Chinach pogorszy nastroje na całym świecie, co szczególnie dotknie rynków wschodzących. Efekty tego widać było wczoraj w notowaniach złotego (stracił ok. 1 proc. do euro) i na giełdzie (WIG 20 spadł o 3,17 proc.)