Unia ma sposoby uniknięcia niemieckich doświadczeń z euro

Niemcy nie wprowadzili mechanizmu kontroli cen przy zamianie marki na wspólną walutę. Euro przeszło tym samym do historii jako synonim drożyzny

Publikacja: 01.12.2009 01:04

Punkt buchmakerski w Berlinie

Punkt buchmakerski w Berlinie

Foto: AFP/DDP

Od prawie ośmiu lat Niemcy używają euro, ale o ukochanej marce jeszcze nie zapomnieli. Nadal trzymają w pończochach kilka miliardów marek, które oczywiście można nadal wymieniać po tym samym kursie co w chwili wprowadzenia euro. Nadal istnieją też stowarzyszenia, nieformalne organizacje domagające się wycofania euro i zastąpienia go sprawdzoną marką. Ale to margines. Niemcy przywykli już do euro.

Trwało to jednak długo. Przez co najmniej dwa lata psioczyli na drożyznę, na to, że są oszukiwani w knajpie, w sklepie czy warsztacie samochodowym, których właściciele wykorzystali moment wprowadzenia nowej waluty do podwyższenia cen.

Z dnia na dzień zrobił karierę slogan Euro-Teuro, rozpropagowany przez „Bild Zeitung”. Neologizm „teuro” pochodził od przymiotnika teuer, czyli drogo. Euro przeszło tym samym do historii jako synonim drożyzny. Marka pozostała w pamięci jako symbol niezależności, dobrobytu, powojennego cudu gospodarczego i tradycji, uosobienie niemieckich, a raczej pruskich, cnót narodowych, jak obowiązkowość, pilność i solidność.

Obywatele RFN opierali się euro, jak długo mogli. Obawiali się inflacji, spadku stopy życiowej i wielu innych nieszczęść.

– Euro kosztować będzie Niemcy 60 mld marek z powodu utraty zysków banku centralnego (Bundesbanku) z tytułu operacji finansowych – ostrzegał prestiżowy monachijski instytut gospodarczy IFO. Po kilku latach przyznał, że ówczesne oceny były mocno przesadzone.

Bombardowane takimi informacjami społeczeństwo deklarowało w swej większości otwarcie sprzeciw wobec euro. – Euro było projektem politycznym i nikt obywateli nie pytał o zdanie. W Niemczech nie ma instytucji referendum w sprawach UE. O wszystkim decydują rząd i parlament – przypomina Arnulf Baring, znany historyk i politolog.

W pierwszym okresie po wprowadzeniu euro media prześcigały się w wyszukiwaniu towarów, których ceny eksplodowały. Publikowano regularnie zestawienia cen najbardziej popularnych towarów i usług, porównując je z cenami z czasów marki. Wychodziło zawsze, że zamiast euro jest rzeczywiście teuro.

– Euro nie wpłynęło na rzeczywisty poziom inflacji – głosił wtedy co tydzień komunikat urzędu statystycznego. Wtedy też do obiegu weszło pojęcie „odczuwalnej inflacji”, a więc takiej, jaką zauważali obywatele w życiu codziennym.

Byli przekonani, że w pierwszych miesiącach euro ceny wzrosły generalnie o kilkanaście procent. Urząd statystyczny wyliczył, że w pierwszym roku euro ceny podstawowych towarów i usług wzrosły zaledwie o 1,1 proc. Nikt w to nie uwierzył.

– Pamiętam, jak zmieniły się ceny ubrań w naszym sklepie. Po prostu zaopatrzyliśmy je w nowe metki, zamieniając na nich jedynie nazwę waluty. Nominał pozostawał ten sam – wspomina po latach jedna z ekspedientek butiku na Berliner Strasse, w zamożnej dzielnicy Charlottenburg. Tak było w całym kraju.

Takich sztuczek nie można było wprawdzie stosować wobec cen podstawowych produktów jak masło czy papierosy, bo na takich towarach przez pół roku po wprowadzeniu euro widniały ceny zarówno w markach, jak i w nowej walucie. Potem jednak zapanowała wszędzie wolnaamerykanka. Zwłaszcza w knajpach i restauracjach. Z raportu opracowanego na zlecenie jednej ze stacji telewizyjnych w Nadrenii wynikało, że w pierwszym roku ery euro na 73 rodzaje dań i napojów serwowanych w restauracjach zaledwie trzy były tańsze niż za czasów marki.

Dla przykładu, szklaneczka piwa, która kosztowała w czasach marki 2,4 DM, czyli 1,23 euro, w nowej walucie warta już była 1,3 euro. Rekord pobiło Martini, zamiast 4 DM kosztowało po przeliczeniu 7 DM. Podobnie było z opłatami za parkingi, usługi pralnicze, mycie samochodów, ich naprawy i większością innych usług. – W tym samym czasie staniały płatki owsiane – pisał ironicznie tygodnik „Focus”.

Emocje sprzed ośmiu lat już dawno wygasły. – Korzyści z euro są bezsporne dla przemysłu oraz obywateli. Nie zapominajmy, że ceny musiały wzrosnąć także gdyby nie było euro – twierdzi Ministerstwo Finansów w niedawnym raporcie.

[ramka][b] [link=http://www.rp.pl/euro_kalkulator/]Ile euro za złotówki - kalkulator euro[/link][/b]

[link=http://www.rp.pl/euro]Więcej o euro w Polsce[/link][/ramka]

Od prawie ośmiu lat Niemcy używają euro, ale o ukochanej marce jeszcze nie zapomnieli. Nadal trzymają w pończochach kilka miliardów marek, które oczywiście można nadal wymieniać po tym samym kursie co w chwili wprowadzenia euro. Nadal istnieją też stowarzyszenia, nieformalne organizacje domagające się wycofania euro i zastąpienia go sprawdzoną marką. Ale to margines. Niemcy przywykli już do euro.

Trwało to jednak długo. Przez co najmniej dwa lata psioczyli na drożyznę, na to, że są oszukiwani w knajpie, w sklepie czy warsztacie samochodowym, których właściciele wykorzystali moment wprowadzenia nowej waluty do podwyższenia cen.

Pozostało 85% artykułu
Finanse
Polacy ciągle bardzo chętnie korzystają z gotówki
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Finanse
Najwięksi truciciele Rosji
Finanse
Finansowanie powiązane z ESG to korzyść dla klientów i banków
Debata TEP i „Rzeczpospolitej”
Czas na odważne decyzje zwiększające wiarygodność fiskalną
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Finanse
Kreml zapożycza się u Rosjan. W jeden dzień sprzedał obligacje za bilion rubli