– Obawiam się, że gdy pokaże się nowa ustawa o strefach, nikt nie pozna, jaka była na początku – mówi ekspert Ernst & Young Paweł Tynel.
I trudno się dziwić. Gdy zaczynano prace nad nowelizacją zakładano, że nowe przepisy będą wspierać inwestorów w kryzysie. Ale zniweczyły to trwające przeszło rok modyfikacje: zredukowana została m.in. dozwolona wielkość cięć w zatrudnieniu, z projektu wyleciała także możliwość rozliczania strat. Za to teraz może do niego trafić zakaz obejmowania strefą gruntów prywatnych.
Takie rozwiązanie wspiera Ministerstwo Finansów, które się obawia zmniejszenia wpływów z podatku CIT. Z tego powodu już gotowy projekt, ale jeszcze bez zakazu, odrzucił w grudniu szef komitetu stałego Rady Ministrów Michał Boni. Polecił ministrowi finansów przygotowanie odpowiednich analiz, a ministrowi gospodarki – sporządzenie analizy skutków wprowadzenia takich zakazów. Tych ostatnich boją się spółki administrujące strefami. Uważają, że zniechęcą część potencjalnych inwestorów.
Potwierdzają to wyliczenia Departamentu Instrumentów Wsparcia w Ministerstwie Gospodarki: okazuje się, że obostrzenia mogą zablokować inwestycje warte przeszło 17 mld zł. A w konsekwencji uniemożliwić utworzenie ponad 27 tys. nowych i utrzymanie 20 tys. dotychczasowych miejsc pracy. Raport resortu trafił kilka dni temu do ministra Boniego. W Ministerstwie Finansów analizy jeszcze nie przygotowano.
– Może nasza im pomoże. Pokazaliśmy wszystkie możliwe scenariusze ograniczenia inwestycji na gruntach prywatnych: włączania do stref działających zakładów, włączania pod nową inwestycję gruntów prywatnych inwestora oraz włączania tych, które nie są jego własnością – mówi wicedyrektor departamentu w resorcie gospodarki Teresa Korycińska. W pierwszym przypadku zakaz zmniejszyłby napływ inwestycji o 9 mld zł, w drugim o 4 mld, w trzecim o 4,1 mld zł. Liczba etatów, jakie nie powstaną, to odpowiednio 11,4 tys., 7,3 tys. i 8,7 tys.