Na koniec roku każdy z nas będzie obciążony kwotą ponad 19 tys. zł. Zdaniem ekonomistów w 2011 roku sytuacja się nie poprawi. Wręcz przeciwnie – zadłużenie jeszcze wzrośnie. – Jeśli rząd nie zacznie oszczędzać, w ciągu 10 – 15 lat osiągniemy poziom, jaki dziś ma Hiszpania czy Grecja – mówi Maciej Zieliński z Centrum im. Adama Smitha.

Wprawdzie, jak wylicza Eurostat, u nas zadłużenie na jednego mieszkańca sięgało na koniec 2009 roku 4,3 tys. euro (ok. 17 tys. zł), a np. w Grecji 24,3 tys. euro, jednak tamtejszy rząd już podjął działania na rzecz ograniczenia zadłużenia. Poza tym średnie wynagrodzenie w Grecji jest trzykrotnie wyższe niż w Polsce, a PKB na mieszkańca prawie dorównuje średniej UE. U nas jest aż o 39 proc. niższy.

Jeszcze za rządów AWS średnie roczne tempo wzrostu zadłużenia wynosiło 15 mld zł, za rządów SLD wzrosło do ponad 42 mld zł, aby w czasach prosperity, kiedy u steru był PiS, spaść do 33 mld zł.

Platforma zaczęła rządzić, gdy zaczynał się kryzys, wpływy z podatków spadły, trzeba więc było zwiększyć potrzeby pożyczkowe. Rocznie pożyczamy około 80 mld zł. I choć wzrost PKB nabiera tempa, rząd wcale nie ogranicza zadłużenia.

– Wszystko wskazuje na to, że w 2011 r. potrzeby pożyczkowe Polski będą jeszcze wyższe i sięgną 90 – 100 mld zł – wyjaśnia prof. Stanisław Gomułka. – Nie możemy już liczyć na większe przychody z prywatyzacji, a w roku wyborów parlamentarnych rząd nie wprowadzi reform redukujących wydatki – mówi. Na koniec 2011 r. każdy Polak będzie obciążony długiem sięgającym 21,7 tys. zł. Zdaniem Krzysztofa Rybińskiego z SGH sytuacja byłaby inna, gdyby w 2011 r. rząd zmniejszył deficyt finansów publicznych co najmniej o połowę. – Aby to osiągnąć, trzeba zredukować wydatki na świadczenia socjalne – wyjaśnia. – Należy też ograniczyć wydatki na wynagrodzenia w administracji. Kolejna musi być reforma KRUS, ograniczenie przywilejów emerytalnych i aktywizacja zawodowa Polaków – dodaje.