Polski rząd nie zabiegał o udział w szczytach G20, skupiającej kraje z czołówki listy największych gospodarek świata, które odbywają się od 2008 r. Teraz na powiększenie tego forum jest już za późno. – Nie przewiduję takiej możliwości w najbliższych latach. Pojawiłoby się wielu chętnych. A zbyt duże forum straciłoby swój sens – mówi „Rz” Jean Pisani-Ferry, dyrektor brukselskiego instytutu Bruegel.
[srodtytul]Mniej Europy[/srodtytul]
Teraz pojawiają się raczej naciski, żeby zmniejszyć europejską reprezentację i pozostawić dla całej UE jedno miejsce. – Europa powinna zrobić miejsce krajom rozwijającym się. To jest pogląd bardzo mocno popierany przez administrację amerykańską – mówi Michał Baranowski z German Marshall Fund.
Formalnie UE ma przy stole G20 pięć krzeseł: UE, Niemcy, Wielka Brytania, Francja i Włochy. Ale od 2008 r., czyli od momentu, gdy forum zostało podniesione z poziomu ministrów finansów do poziomu szefów państw i rządów, udział wywalczyły sobie także Hiszpania i Holandia. Co prawda jako obserwatorzy, ale ponieważ G20 nie jest ciałem formalnym i nie głosuje, status obserwatora nie jest w niczym gorszy. – Oni w taki sam sposób uczestniczą w dyskusji i takich formułowaniu komunikatów końcowych – mówi Pisani-Ferry.
Do G20 należą kluczowi gracze gospodarczy ze wszystkich kontynentów, ale zasady ich doboru budzą coraz więcej kontrowersji. Prawdziwą historię powołania grupy opisał kanadyjski dziennik „Globe and Mail”. Autorem pomysłu rozszerzenia G8 był kanadyjski minister finansów Paul Martin. Listę krajów sporządził razem z nim Lawrence Summers, wtedy desygnowany przez prezydenta Clintona na sekretarza skarbu USA.