Kto nie chce turystów

Francuzi, których gospodarka właśnie ostro wyhamowała wzrost mają nadzieję, że na pobyt w ich kraju wkrótce skusi się 100 mln osób rocznie. I wszystko wskazuje na to, że tak się stanie.

Publikacja: 17.08.2014 17:40

Kto nie chce turystów

Foto: Fotorzepa, Danuta Matloch DM Danuta Matloch

Z turystyki  wywodzi się 7,2 proc. francuskiego PKB i ten wskaźnik od kilku lat ma tendencję rosnącą.

Jednakże mimo wielokrotnych apeli władz paryżanie nie są w stanie zmusić się do życzliwości wobec ludzi, którzy odwiedzają ich miasto. Fleur Pellerin, minister odpowiedzialna za handel zagraniczny i turystykę  zaapelowała do rodaków,żeby pomogli w zmianie wizerunku  typowego Francuza postrzeganego  jako osoba niemiła i arogancka  . —Musimy pokazać, że jesteśmy gościnni i sympatyczni , mówiła minister, sama zresztą koreańskiego pochodzenia. Wtórował jej  kolega z rządu premiera Manuela Vallsa, minister spraw zagranicznych, Laurent Fabius: — Niezadowolony turysta, to turysta, który nigdy tutaj nie wróci- mówił.

I pomogło ? Nie pomogło. Pewnie dlatego, że  Francuzi wprawdzie bardzo potrzebują pieniędzy, jakie zostawiają turyści, ale trudno im się przyzwyczaić do życia w miastach, gdzie na każdym kroku natykają się na potężne grupy cudzoziemców pchających się w sklepach, ustawiających w długich kolejkach do muzeów i  teatrów, zapełniających restauracje i oczywiście windujących ceny w górę.

Taką postawą Francuzi skutecznie zniechęcają teraz Chińczyków, którzy coraz bardziej rozsmakowują się w podróżowaniu i zagranicznych zakupach. W Paryżu oczekują jednak nie tylko eleganckich, chociaż raczej drogich sklepów, z czym zresztą się liczą, ale i uprzejmości chociażby takiej, jak w Mediolanie, Rzymie, czy Londynie. I tu czeka ich rozczarowanie.  Natykają się na zapchane metro, często nawet nie nieuprzejmych, ale wręcz po chamsku zachowujących się kelnerów, kieszonkowców  - najczęściej bandy smarkaczy pochodzenia romskiego, wyspecjalizowanych w okradaniu  turystów.— To wszystko szokuje, bo Chińczycy myślą o Francuzach jako obywatelach kraju z piękną literaturą  oraz  pięknymi dowcipnymi filmami o miłości - mówi Jean-Francois Zhou, prezes chińskiego stowarzyszenia agencji turystycznych we Francji. — Bardzo często wycieczki marzeń kończą się potokiem łez i mocnym postanowieniem, że Francja jest krajem, do którego nie ma po co wracać- mówi.

Rocznie do Paryża przyjeżdża jednak  około miliona Chińczyków, do całej  Francji - 1,7 mln , ale od dwóch lat   tempo wzrostu przyjazdów z kraju Środka  spada. Oczywiście nie tylko dlatego, że Francuzi są dla nich niemili. Powoli zaczyna działać efekt przykręcania śruby przez prezydenta Xi Jinpinga, jego działania zwalczające korupcję, ale swoją rolę odgrywają  rzeczywiście także niemiłe wspomnienia osób, które już były w Paryżu, gdzie rak jak w innych stolicach zdarzają się kradzieże bagażu turystów, ulice niekoniecznie są sterylnie czyste.

Oczywiście są przypadki, kiedy Chińczycy wręcz napraszają się na niemiłe przygody. Wiadomo, że wolą płacić gotówką, niż kartami, więc  noszą przy sobie potężne  zwitki euro, bo wybierają się do sklepów Vuittona, czy Chanel, o czym  doskonale wiedzą kieszonkowcy. Średnio na zakupy wydają po 60 euro dziennie, więcej o 4 euro, niż najbardziej dotychczas rozrzutni Japończycy . Przy tym dzienna średnia paryskich zakupów turystycznych, to 26 euro. —Zdarza się, że Chińczycy próbują  zapłacić za kulkę lodów banknotem  o nominale 500 euro - mówi Zhou. Swoją gotówkę wymieniają przed wyjazdem, jeszcze w Chinach, bo tam opłaty są niższe, niż we Francji.

A paryscy kieszonkowcy, to oddzielna historia. Są tak liczni i tak skuteczni, że w ubiegłym roku  właśnie z powodu skuteczności tego typu przestępczości... zastrajkowali pracownicy paryskiego Luwru. Złodzieje stawali w kolejce, robili sztuczny tłok i skutecznie czyścili kieszenie co lepiej wyglądających osób oczekujących   na wejście do muzeum. Chińczycy, tak samo jak i inni turyści, okradani są na lotniskach, w metrze, przy wychodzeniu z kolejki RER, w miejscach atrakcji turystycznych, jak Montmartre, czy  wówczas, kiedy oglądają wystawy na Champs Elysees.

Sami Francuzi twierdzą, że Azjaci są bardziej narażeni na przestępczość niż obywatele innych krajów. I doszło nawet do sytuacji, kiedy władze w Pekinie chciały przysłać do Paryża własnych funkcjonariuszy, którzy wspieraliby policję francuską. Strony nie doszły do porozumienia, bo trudno im było uzgodnić w jakim charakterze mieliby oni działać w stolicy Francji. Lokalne władze jednak doszły do wniosku, że potrzebne są wzmocnienia tam, gdzie parkują  autokary z chińskimi turystami, rozdają im także   wydrukowane w języku mandaryńskim broszury z dobrymi radami, które mają wzmocnić ich bezpieczeństwo : nie kładź na stoliku restauracji swojego telefonu komórkowego, nie noś ostentacyjnie drogiej biżuterii, nie pokazuj, że masz więcej gotówki, ani gdzie trzymasz portfel.

I same władze przyznają, że rzeczywiście kelnerzy nie są tak uprzejmi, jak np. w Hiszpanii, że trudno jest im uśmiechnąć się do turysty, a Chińczycy oczekują na przykład, żeby ktoś powiedział im „Witajcie" w ich języku. Na razie na to będą musieli jednak poczekać.

Finanse
Najwięksi truciciele Rosji
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Finanse
Finansowanie powiązane z ESG to korzyść dla klientów i banków
Debata TEP i „Rzeczpospolitej”
Czas na odważne decyzje zwiększające wiarygodność fiskalną
Finanse
Kreml zapożycza się u Rosjan. W jeden dzień sprzedał obligacje za bilion rubli
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Finanse
Świat więcej ryzykuje i zadłuża się. Rosną koszty obsługi długu