Z turystyki wywodzi się 7,2 proc. francuskiego PKB i ten wskaźnik od kilku lat ma tendencję rosnącą.
Jednakże mimo wielokrotnych apeli władz paryżanie nie są w stanie zmusić się do życzliwości wobec ludzi, którzy odwiedzają ich miasto. Fleur Pellerin, minister odpowiedzialna za handel zagraniczny i turystykę zaapelowała do rodaków,żeby pomogli w zmianie wizerunku typowego Francuza postrzeganego jako osoba niemiła i arogancka . —Musimy pokazać, że jesteśmy gościnni i sympatyczni , mówiła minister, sama zresztą koreańskiego pochodzenia. Wtórował jej kolega z rządu premiera Manuela Vallsa, minister spraw zagranicznych, Laurent Fabius: — Niezadowolony turysta, to turysta, który nigdy tutaj nie wróci- mówił.
I pomogło ? Nie pomogło. Pewnie dlatego, że Francuzi wprawdzie bardzo potrzebują pieniędzy, jakie zostawiają turyści, ale trudno im się przyzwyczaić do życia w miastach, gdzie na każdym kroku natykają się na potężne grupy cudzoziemców pchających się w sklepach, ustawiających w długich kolejkach do muzeów i teatrów, zapełniających restauracje i oczywiście windujących ceny w górę.
Taką postawą Francuzi skutecznie zniechęcają teraz Chińczyków, którzy coraz bardziej rozsmakowują się w podróżowaniu i zagranicznych zakupach. W Paryżu oczekują jednak nie tylko eleganckich, chociaż raczej drogich sklepów, z czym zresztą się liczą, ale i uprzejmości chociażby takiej, jak w Mediolanie, Rzymie, czy Londynie. I tu czeka ich rozczarowanie. Natykają się na zapchane metro, często nawet nie nieuprzejmych, ale wręcz po chamsku zachowujących się kelnerów, kieszonkowców - najczęściej bandy smarkaczy pochodzenia romskiego, wyspecjalizowanych w okradaniu turystów.— To wszystko szokuje, bo Chińczycy myślą o Francuzach jako obywatelach kraju z piękną literaturą oraz pięknymi dowcipnymi filmami o miłości - mówi Jean-Francois Zhou, prezes chińskiego stowarzyszenia agencji turystycznych we Francji. — Bardzo często wycieczki marzeń kończą się potokiem łez i mocnym postanowieniem, że Francja jest krajem, do którego nie ma po co wracać- mówi.
Rocznie do Paryża przyjeżdża jednak około miliona Chińczyków, do całej Francji - 1,7 mln , ale od dwóch lat tempo wzrostu przyjazdów z kraju Środka spada. Oczywiście nie tylko dlatego, że Francuzi są dla nich niemili. Powoli zaczyna działać efekt przykręcania śruby przez prezydenta Xi Jinpinga, jego działania zwalczające korupcję, ale swoją rolę odgrywają rzeczywiście także niemiłe wspomnienia osób, które już były w Paryżu, gdzie rak jak w innych stolicach zdarzają się kradzieże bagażu turystów, ulice niekoniecznie są sterylnie czyste.