O blisko 4,9 proc. wzrosła realna produktywność pracy na jednego zatrudnionego w III kw. ub.r. – wynika z ostatnich danych Eurostatu. Byłby to naprawdę znakomity wynik, najlepszy od II kw. 2004 r., gdyby nie to, że w wyliczeniach za III kw. wzięto pod uwagę znacznie mniejszą liczbę pracowników niż wcześniej, ponieważ GUS dokonał ich korekty.
„Rz" policzyła, o ile zwiększyłaby się nasza wydajność pracy, gdyby nowe dane o liczbie pracujących uwzględnić także w poprzednich kwartałach. Nasze szacunki mówią o wzroście o 2,2–2,5 proc. Oznacza to, że co prawda pracujemy bardziej efektywnie, na jednego zatrudnionego przypada coraz większa wartość wytworzonych produktów i usług, jednak ten wzrosty jest coraz wolniejszy. W 2010 i 2011 r. wzrost wyniósł średnio 3,3 proc., w I kw. 2012 r. – 3,2 proc., a w II kw. – 2,3 proc.
Gorzej w przemyśle
Taką słabnącą dynamikę potwierdzają dane o wydajności pracy w przemyśle. W okresie styczeń–listopad ub.r. wzrost wyniósł 3,1 proc., jeszcze po maju było to 5,3 proc., a w samym styczniu – 7,3 proc.
– To typowe zjawisko dla fazy cyklu koniunkturalnego, w której się znajdujemy – zauważa Jakub Borowski, członek Rady Gospodarczej przy Premierze. – Produkcja, czy szerzej cała gospodarka, spowalnia szybciej niż zatrudnienie – mówi.
– W I kw. 2012 r. gospodarka zwiększyła się o 3,4 proc., a zatrudnienie o 0,1 proc., co oznacza, że prosto liczona wydajność wzrosła o 3,3 proc., w III kw. PKB zwiększył się tylko o 1,4 proc., a zatrudnienie o 0,2 proc., więc wydajność – tylko o 1,2 proc. – wylicza wPiotr Soroczyński, główny ekonomista KUKE.