Oczekiwanie na ostre cięcie kosztów pieniądza przez amerykański bank centralny (Fed – Zarząd Rezerwy Federalnej) wywołało we wtorek silny wzrost cen akcji na giełdach. Wieczorem polskiego czasu Fed obniżył stopy procentowe o 0,75 pkt proc. Dodatkowo inwestorów ucieszyły lepsze od prognoz wyniki dużych banków – Goldman Sachs i Lehman Brothers. WIG20 wzrósł aż o 4,8 proc. (najwięcej od czerwca 2006 r.), a londyński FTSE100 o 3,5 proc., odrabiając z nawiązką straty z poniedziałku.
Fed jednak obniżył stopy mniej od prognoz (rynki oczekiwały cięcia o 1 pkt proc.). Samo zmniejszanie kosztów kredytu może bowiem nie być wystarczającym sposobem na ratowanie amerykańskiej gospodarki. A zbyt duże cięcia mogłyby napędzić inflację.
Kluczowy problem systemu finansowego USA, który wywoływał w ostatnich miesiącach strach wśród inwestorów, wciąż jest nierozwiązany. Banki mają ogromne problemy, co może się przełożyć na kondycję całej gospodarki. I wielu ekonomistów podkreśla, że nawet wszechpotężny Fed może sobie nie poradzić bez wsparcia rządu. „Nasze największe nadzieje na pomoc Waszyngtonu pokładamy obecnie w Kongresie” – napisał we wtorkowym wydaniu „Washington Post” słynny ekonomista Alan Blinder, były wicegubernator Zarządu Rezerwy Federalnej. Wielu ekonomistów spekuluje, że rząd może zacząć masowo skupować obligacje powiązane z rynkiem nieruchomości, którymi napchane są portfele banków, lub nawet dokapitalizować niektóre instytucje.
Dlaczego obniżki stóp nie wystarczą? – To jest rozwiązanie konieczne, ale ma charakter tymczasowy i łagodzący – mówi Piotr Kalisz, ekonomista Citibanku. Główna stopa, tzw. fed funds rate, wpływa na koszt jednodniowych pożyczek na rynku międzybankowym. Od niej często zależą koszty wielu kredytów dla konsumentów i firm. Lecz choć koszty kredytu są teoretycznie niższe, to banki niechętnie pożyczają pieniądze, bojąc się, że stracą.
Źródło problemu tkwi w tym, że wciąż posiadają one różne papiery wartościowe, które nie są płynne, to znaczy – nikt nie chce ich kupować. W ten sposób pozyskiwanie gotówki jest bardzo utrudnione, co wpływa na bieżącą działalność banków. A nawet grozi upadłościami, co dodatkowo zwiększa nieufność w branży. Niektórzy szacują, że strata amerykańskiego sektora finansowego związanego z obecnym kryzysem może sięgnąć 400 mld dolarów. Pierwszą dużą jego ofiarą był bank Bearn Stearns przejęty za bezcen przez JP Morgan. – Banki często same nie zdają sobie sprawy ze skali potencjalnych strat. To już nie jest tylko problem papierów opartych na kredytach podwyższonego ryzyka, tzw. subprime – mówi Jacek Wiśniewski, główny ekonomista Raiffeisen Banku.