Samorządy i przedsiębiorstwa mogłyby mieć niemal dwa razy więcej funduszy na ekologiczne inwestycje, gdyby nie absurdalne przepisy, które uniemożliwiają Narodowemu Funduszowi Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej wydawanie pieniędzy. Ta największa w kraju instytucja finansująca ochronę środowiska wydała w ubiegłym roku prawie 1,5 mld zł na dotacje i nisko oprocentowane pożyczki. Niemal drugie tyle zostało jej na koncie.Przeważającą część nietkniętych funduszy, 1,3 mld zł, stanowią środki na wyodrębnionych kontach celowych. Są to wpływy z opłat i kar – ich wydanie regulują restrykcyjne przepisy. Sięgnięcie po dotacje w wielu przypadkach staje się wprost niemożliwe.
Największy problem jest z funduszem za recykling pojazdów. Za każde sprowadzone do Polski auto osobowe i dostawcze do 3,5 tony płacimy 500 zł na poczet recyklingu. Wielkość wpłat przerosła oczekiwania – w ub. roku NFOŚiGW zebrał ponad 0,5 mld zł, a rok wcześniej – 0,3 mld zł. Pieniądze powinny trafić z powrotem do gmin i firm zajmujących się recyklingiem, ale Fundusz jest w stanie wydać z nich tylko kilka procent. – Głównym powodem są przepisy o udzielaniu pomocy publicznej – wyjaśnia rzecznik NFOŚiGW Krzysztof Walczak.
Zgodnie z prawem przedsiębiorca może dostać nie więcej niż 200 tys. euro pomocy raz na trzy lata. – Najbardziej korzystają małe stacje demontażu. System jest niesprawiedliwy i nieszczelny, bo większość wraków samochodowych i tak trafia do szarej strefy – zauważa Andrzej Maleska, który zainwestował 3 mln zł w stację demontażu pojazdów pod Warszawą.Jeden z pomysłów reformy zakłada premie dla osób, które oddadzą stare auto do stacji demontażu. Jeśli kwota będzie wysoka (np. 1 tys. zł za wrak), jest szansa na likwidację szarej strefy handlu częściami samochodowymi. Pojawiają się także informacje o skierowaniu większej puli pieniędzy na szeroko pojętą gospodarkę odpadami. Przedsiębiorcy widzą inne rozwiązanie. – Pieniądze powinny trafić do wszystkich firm, które zajmują się recyklingiem. Wtedy nie będzie naruszona zasada konkurencji i przepisy o pomocy publicznej nie muszą być stosowane – uważa Jerzy Ziaja, prezes Ogólnopolskiej Izby Recyklingu.
Problem zamrożonych pieniędzy będzie narastał. Z opłat zastępczych za produkcję zielonej energii NFOŚiGW zebrał za ubiegły rok 405 mln zł. Na koniec roku miał na koncie prawie 200 mln zł z opłat geologicznych. – Te pieniądze powinny pójść np. na projekty geotermalne, ale zainteresowanie nimi jest niewielkie – dodaje Krzysztof Walczak.
Własny pomysł na wykorzystanie środków z NFOŚiGW ma Ministerstwo Środowiska. Chce je wydać na organizowanie międzynarodowych konferencji – m.in. klimatycznej w Poznaniu. Projekt stosownej ustawy był już rozpatrywany przez Radę Ministrów, ale ministerstwo jeszcze dopracowuje szczegóły.