– Jest mniejszy ruch, to widać. A czasy dwutygodniowych turnusów się skończyły – mówi Bogdan Husejko, który prowadzi dwa sklepiki spożywcze w Pobierowie. W niedalekim Niechorzu podobnie. Ta miejscowość, podobnie jak Pobierowo, z roku na rok się rozbudowuje: przybywa kawiarni, restauracji o przyzwoitym standardzie, a także innych atrakcji.
– Ale ludzi coraz mniej, co roku muszę coraz więcej dołożyć i zainwestować, by utrzymać takie same przychody. Prowadzę biznes od ponad 30 lat. Kiedyś po każdym sezonie, mając tylko jeden sklep, kupowałem nową ładę – mówi właściciel punktów gastronomicznych i salonów gier.
Mniejszą liczbę wczasowiczów w tym sezonie zauważył też wójt gminy Rewal. Choć, jak przyznaje, tegoroczne wpływy z tytułu opłat targowych czy koncesji alkoholowych są wyższe niż rok temu. W Świnoujściu wskaźnikiem są promy, które łączą kurort z lądem. Przez trzy tygodnie lipca na każdej z dwóch przepraw kursowały tylko po dwie jednostki.
– Wróciło słońce, więc wrócił i trzeci prom – mówi Robert Karelus, rzecznik prasowy prezydenta.
Winna jest oczywiście kiepska pogoda. Przez większość lipca było zimno i padał deszcz. Ale to niejedyny powód. Wszyscy zgodnie podają też niski kurs dolara i euro, co powoduje, że Polacy szukają atrakcji na tańszym i cieplejszym południu Europy. Polskie morze przegrało też marketingowo – nikt nie próbował przekonać turystów, że u nas nie jest wcale drogo. Nadmorscy biznesmeni nie załamują jednak rąk. Jeśli pogoda utrzyma się przez najbliższe tygodnie, będą próbowali odrobić straty. I wciąż inwestują. Standardem kurortów stają się np. nowoczesne kompleksy sportowe, z których mogą korzystać turyści. Trzy takie obiekty ma np. Rewal. Coraz więcej pensjonatów ma też baseny.