Ile zapłacimy za euro czy franka szwajcarskiego na początku 2009 r.? – Przygotowywanie prognoz kursów walutowych przypomina teraz ruletkę – mówi Jarosław Janecki, ekonomista Societe Generale. Mateusz Szczurek, główny ekonomista ING Banku Śląskiego, zgadza się z tą opinią. – Do końca roku wszystko się może zdarzyć. Rynek jest tak rozchwiany, że na pięciogroszową zmianę kursu właściwie nikt już nie reaguje – twierdzi. W październiku największa dzienna zmiana kursu euro do złotego wyniosła 20 gr, w grudniu 13 gr. Gdy rynek jest stabilny, takie zmiany nie przekraczają 4 gr.
Wczoraj w ciągu dnia wartość złotego spadła do poziomu 4,1882 za euro (to najwyższy kurs od maja 2005 r.), by ostatecznie niespodziewanie wzrosnąć – ok. godz. 18 za europejską walutę trzeba było zapłacić 4,0913 zł, o o,33 proc. mniej niż w środę.
Niska płynność na rynku finansowym dodatkowo utrudnia przewidywania. Najbardziej optymistyczne prognozy zakładają, że 31 grudnia za euro będziemy płacić 4,01 zł, najbardziej pesymistyczne – że 4,20 zł. W przypadku dolara dwie skrajne prognozy to 2,81 zł i 2,91 zł, a franka szwajcarskiego – 2,61 zł i 2,75 zł. Większość ekonomistów nie ma złudzeń, że złotemu trudno będzie odrobić straty z ostatnich dni, nawet na chwilę. Chociażby dlatego, że zagranicznym inwestorom, m.in. londyńskim bankom, zależy na utrzymaniu jak najsłabszego złotego. – Wiele transakcji opcyjnych zapada w grudniu. Zagraniczne banki zarobią na nich więcej, gdy złoty będzie tracił – wyjaśnia Dariusz Winek, główny ekonomista Banku BGŻ.
W pierwszym półroczu 2009 roku w najlepszym wypadku złoty będzie stabilny albo będzie się dalej osłabiał. – Nie mamy co liczyć na napływ zagranicznego kapitału. Inwestorzy przestali nas lubić – uważa Marcin Mróz, główny ekonomista w Fortis Banku. Naszej walucie w przyszłym roku na pewno nie pomogą też spowolnienie gospodarcze oraz kolejne obniżki stóp procentowych. – Coraz więcej inwestorów jest przekonanych, że będziemy mieli kłopoty budżetowe. Takie oceny też mają wpływ na naszą walutę – mówi Dariusz Winek.
Jednak osłabienie złotego wobec euro oznacza, że Polska będzie miała do wykorzystania więcej unijnej pomocy. Chodzi o dotacje z programów obejmujących lata 2004 – 2006. – Zmiana kursu z ok. 3,3 zł za euro do ponad 4 zł daje 70 groszy na jednym euro, czyli kilkaset milionów złotych do wykorzystania – mówi Elżbieta Bieńkowska, minister rozwoju regionalnego. Właśnie dlatego Komisja Europejska zaproponowała krajom członkowskim wydłużenie nawet o pół roku terminu, w którym muszą wykorzystać pomoc. Pierwotnie Polska powinna wydać unijne euro ze starych programów do końca tego roku. Zgodnie z propozycją Brukseli mamy na to czas do czerwca 2009 roku. Decyzja ma zapaść w ciągu miesiąca.