Gazowe projekty to nie wszystko

Polskę czekają trudne rozmowy z Rosją, ale bez nich nie będzie stabilnych dostaw gazu. Rząd liczy, że w 2013 r., gdy powstanie port gazowy, dywersyfikacja stanie się faktem. Eksperci mają wątpliwości, czy uda się to zrobić tak szybko

Publikacja: 16.02.2009 01:57

Debata w redakcji „Rz.” na temat bezpieczeństwa dostaw gazu. Od lewej: Michał Szubski (prezes PGNiG)

Debata w redakcji „Rz.” na temat bezpieczeństwa dostaw gazu. Od lewej: Michał Szubski (prezes PGNiG), Maciej Woźniak (doradca premiera RP), Oleksander Motsyk (ambasador Ukrainy w Polsce), Jakub Kurasz (szef działu ekonomicznego „Rz”), Bogdan Pilch (wiceprezes Electrabel) i Igor Wasilewski (prezes Gaz System)

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

O bezpieczeństwie dostaw gazu ziemnego do Polski – szansach i perspektywach – rozmawiali w redakcji „Rzeczpospolitej” ambasador Ukrainy oraz eksperci rynku gazowego, prezesi największych firm w branży oraz doradca premiera Maciej Woźniak. Wszyscy przyznali, że temat bezpieczeństwa dostaw gazu pozostanie tak długo aktualny, jak długo nasz kraj będzie odczuwał skutki kryzysów gazowych – takich jak ten styczniowy między Rosją Ukrainą. Bo choć obie strony porozumiały się, to Polska jest obecnie jedynym krajem w Europie otrzymującym mniej gazu, niż zamówił. Rząd musiał więc przedłużyć aż do końca kwietnia czas obowiązywania specjalnego rozporządzenia, które umożliwia zmniejszenie dostaw surowca do największych firm przemysłowych w kraju.

[srodtytul]Gwarancje Ukrainy, ale gazu brak[/srodtytul]

Powodem polskich kłopotów jest pomysł likwidacji spółki Ros-UkrEnergo, głównego dostawcy gazu do Polski. Tylko w tym roku miała ona dostarczyć nam ok. 2,5 mld m sześc. gazu. Szef Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa Michał Szubski przypomniał, że Polska ma ważny kontrakt podpisany z rosyjsko-ukraińską spółką, więc powinien być realizowany. – Oczekiwalibyśmy, że albo kontrakt będzie realizowany, albo te zobowiązania przejmie ukraińska firma Naftohaz albo Gazprom Export – mówił. – Nie jesteśmy przywiązani do żadnego partnera, ale oczekujemy, że gaz w punkcie Drozdowicze na granicy z Ukrainą, do którego powinien zgodnie z umową trafiać, rzeczywiście tam się pojawi.

[wyimek]Strona rosyjska zaproponowała zawarcie nowego kontraktu na dostawy gazu, ale uzależnia go od podpisania aneksu do dotychczasowego porozumienia międzyrządowego [/wyimek]

Rosyjski koncern Gazprom, który jest właścicielem 50 proc. akcji RosUkrEenergo, choć wcześniej obiecał, nie przejął zobowiązań tej spółki.

– Ukraina nie ponosi odpowiedzialności za zerwanie kontraktu z firmami europejskimi i za to, że Europa marzła na początku tego roku – mówił ambasador Oleksander Motsyk. – Ukraina nie kradła gazu ani nie zakręcała kurków na rurociągach transportujących surowiec dla Europy, bo one nie znajdują się po stronie ukraińskiej. Dodał też, że Rosjanie nie mieli „żadnych podstaw do wstrzymywania dostaw”, gdyż Ukraina spłaciła jeszcze w 2008 roku należności za gaz. Ambasador Ukrainy zapewniał, że jego kraj gwarantuje dostawy, a każdy metr sześcienny gazu przeznaczony dla Europy, który trafia na Ukrainę, jest przesyłany dalej. Pozostali uczestnicy debaty jednak sceptycznie ocenili te zapewnienia ambasadora. Jak przyznali, brak reakcji Ukrainy – i firm gazowych tego kraju na polskie problemy – jest zaskakujący. – Polska udzieliła bezprecedensowego wsparcia Ukrainie w konflikcie gazowym z Rosją, ale nie może być to tylko jednostronne działanie – przekonywał Tomasz Chmal, ekspert Instytutu Sobieskiego. – Wypowiedzi polityczne to jedno, ale tu chodzi o realia gospodarcze. Nie można mówić tylko ogólnie, trzeba podejmować racjonalne działania, które spowodują, że gaz do Polski popłynie, i to w takiej ilości, jak powinien.

A prezes PGNiG przyznał, że nie tylko Naftohaz, ale ani Lviv-TransGaz, ani UkrTransGaz, czyli żadna z firm ukraińskich zajmujących się transportem surowca nie zareagowała na polskie problemy. Ambasador Ukrainy Oleksander Motsyk tłumaczył, że jego kraj nie jest stroną w stosunkach pomiędzy dostawcami gazu i odbiorcami. – Stąd mamy problem – dodał. – Proponujemy, żeby Ukraina jako kraj przesyłający tranzytem surowiec była też stroną rozmów, podobnie jak Rosja jako producent gazu i Europa jako odbiorca.

Polska musi teraz negocjować z rosyjskim Gazpromem dodatkowe dostawy w miejsce tych, z których nie wywiązuje się Ros-UkrEnergo. To jedyny partner, który może ten surowiec zapewnić i dostarczyć do Polski.

[srodtytul]Gazprom to trudny partner[/srodtytul]

– To będą na pewno niełatwe rozmowy – przyznał główny doradca premiera ds. bezpieczeństwa energetycznego Maciej Woźniak. – Przecież rozmawiamy o potężnych pieniądzach, o bezpieczeństwie energetycznym jednego kraju uzależnionym w pewnym stopniu od dobrych stosunków z drugim krajem. I dodał, że strona rosyjska zaproponowała zawarcie nowego kontraktu handlowego, ale uzależnia to od złożenia wniosku przez Polskę o rozpoczęcie rozmów o aneksie do dotychczasowego porozumienia międzyrządowego.

A ten fakt może bardziej skomplikować negocjacje. Rosjanie wciąż bowiem nie ujawnili, które zapisy miałyby się znaleźć w aneksie. Nie ma pewności, czy Gazprom nie zażąda od Polski podwyżki ceny za gaz w wieloletnim kontrakcie zawartym dużo wcześniej z PGNiG. Tak było w 2006 r., gdy Polska potrzebowała umowy z RosUkrEnergo. – Mnóstwo pieniędzy konsumentów poszło w błoto dlatego, że popełniono wtedy błąd negocjacyjny i w ostatniej chwili negocjowano umowę – przypomniał Bogdan Pilch, wiceprezes Electrabel Polska. – Obawiam się powtórki.

Maciej Woźniak mówił, że w związku z kryzysem gospodarczym i spadkiem sprzedaży gazu Gazprom ma znacznie trudniejszą sytuację finansową niż jeszcze kilka miesięcy temu. – Teraz każdy dodatkowy sprzedany miliard m sześc. gazu jest ważną kwotą pieniędzy dla tej firmy – dodał. Mniej optymistycznie ocenili sytuację eksperci. Tomasz Chmal mówił, że negocjacje w sytuacji, kiedy jest się skazanym – jak Polska teraz – na jednego dostawcę, będą oznaczały tak naprawdę dyktat jednej strony. – Liczenie na dobrą wolę Gazpromu jest trochę naiwnym działaniem – dodał.

Bogdan Pilch zauważył, że większość atutów jest po stronie Gazpromu. A poza tym Rosjanie już niejednokrotnie udowadniali, że względy ekonomiczne nie są jedynym istotnym dla nich aspektem negocjacji.

[srodtytul]Optymistyczny plan, czyli terminal za cztery lata[/srodtytul]

Sposobem na uniknięcie w przyszłości problemów takich jak obecne jest budowa nowych dróg dostaw gazu do Polski. Rząd w styczniu uznał za projekty priorytetowe m.in. plan budowy gazociągu z Danii do polskiego wybrzeża oraz terminal gazu skroplonego (tzw. port gazowy) w rejonie Świnoujścia. Poza tym państwowa firma Gaz-System, odpowiedzialna za sprawne działanie całego systemu gazociągów w kraju, zamierza zrealizować rurociągi do sąsiadów – Niemiec i Czech oraz na Litwę. Prezes Szubski uważa, że oprócz projektów mających charakter strategiczny, jak terminal LNG, Skanled i Baltic Pipe, ważne są połączenia z krajami ościennymi. Gdy je wybudujemy, wreszcie będzie możliwość elastycznego zabezpieczenia dostaw od różnych kontrahentów, gwarantujących dostawy bez potrzeby zdobywania dodatkowej zgody Rosjan. To będzie ogromny postęp.

Z planu, jaki przedstawił podczas debaty prezes Gaz-Systemu Igor Wasilewski, wynika, że około 2010 – 2011 r. po rozbudowie istniejącego rurociągu łączącego z Niemcami będzie można przesyłać znacznie więcej gazu (ok. 2 mld m sześc. rocznie). Dodatkowo około 2011 – 2012 r. po rozbudowie istniejącego rurociągu z Niemcami będzie można przesyłać znacznie więcej gazu (ok. 2 mld m sześc. rocznie), a około 2011 – 2012 r. może zacząć działać połączenie z Czechami. Na kolejne lata przypada oddanie do użytku dwóch kluczowych projektów, czyli rurociągu do Danii (Baltic Pipe) oraz gazoportu. Szef Gaz-Systemu wyjaśniał, że w przypadku inwestycji liniowych przygotowanie całej dokumentacji może trwać nawet trzy lata z uzyskaniem pozwoleń na budowę, wprowadzeniem inwestycji do planów. Na samą budowę gazociągu potrzeba ok. dwóch lat. – Zatem w przypadku takiej inwestycji jak gazociąg podmorski, czyli Baltic Pipe, mówimy o terminie realizacji w roku 2013 – stwierdził szef Gaz-Systemu. Dodał, że decyzja inwestycyjna w sprawie budowy gazociągu Baltic Pipe zostanie podjęta do końca 2009 roku, po podpisaniu wiążących umów przesyłowych. Zdaniem prezesa Wasilewskiego budowę portu gazowego, czyli terminalu LNG, przyspieszy specustawa, która jest teraz przygotowywana. – Lata 2013 – 2014 to więc realny termin oddania do użytku – dodał .

Maciej Woźniak zapewniał, że prawdopodobnie w kwietniu PGNiG podpisze wieloletni kontrakt na dostawy LNG do terminalu w Świnoujściu. – Z dużą dozą pewności mogę powiedzieć, że w maju 2010 r. wbijemy pierwszą łopatę przy budowie gazoportu, a w listopadzie – grudniu 2013 r. przypłynie pierwszy statek z gazem – dodał doradca premiera. Jego dostawy miałby zapewnić Katar, ale eksperci mają pewne wątpliwości. – Katar już ma zakontraktowane dostawy gazu do 2015 r. – mówił Bogdan Pilch. – Powstaje więc pytanie, czy w sytuacji, gdy tego kontraktu nie będzie, ale będzie zezwolenie na budowę, zostanie podjęta decyzja inwestycyjna.

Tomasz Chmal porównał sytuację Polski do rodziny na dorobku. – Taka rodzina kupuje najpierw tanie auto, potem nieco większe i dopiero wtedy myśli o audi – mówił. – My chcemy od razu wskoczyć do audi i dorabiamy instrumenty w postaci specustawy, która pokazuje słabość państwa. Zdaniem eksperta z Instytutu Sobieskiego oznacza to, że nie jesteśmy w stanie przeprowadzić sprawnie procedur w zakresie zamówień publicznych i jesteśmy bezradni, gdy chodzi o inwestycje infrastrukturalne.

– W dłuższej perspektywie najpewniej uda się faktycznie opanować sytuację, ale terminy realizacji projektów są dyskusyjne – odpowiadał na to Bogdan Pilch.

W opinii Tomasza Chmala „chcemy zrobić spektakularną akcję, czyli i terminal i Baltic Pipe, która tak naprawdę może skończyć się fiaskiem”. – A wtedy za trzy lata będziemy dokładnie w tym samym miejscu, gdzie dziś jesteśmy – podsumował ekspert Instytutu Sobieskiego.

O bezpieczeństwie dostaw gazu ziemnego do Polski – szansach i perspektywach – rozmawiali w redakcji „Rzeczpospolitej” ambasador Ukrainy oraz eksperci rynku gazowego, prezesi największych firm w branży oraz doradca premiera Maciej Woźniak. Wszyscy przyznali, że temat bezpieczeństwa dostaw gazu pozostanie tak długo aktualny, jak długo nasz kraj będzie odczuwał skutki kryzysów gazowych – takich jak ten styczniowy między Rosją Ukrainą. Bo choć obie strony porozumiały się, to Polska jest obecnie jedynym krajem w Europie otrzymującym mniej gazu, niż zamówił. Rząd musiał więc przedłużyć aż do końca kwietnia czas obowiązywania specjalnego rozporządzenia, które umożliwia zmniejszenie dostaw surowca do największych firm przemysłowych w kraju.

Pozostało 92% artykułu
Finanse
Najwięksi truciciele Rosji
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Finanse
Finansowanie powiązane z ESG to korzyść dla klientów i banków
Debata TEP i „Rzeczpospolitej”
Czas na odważne decyzje zwiększające wiarygodność fiskalną
Finanse
Kreml zapożycza się u Rosjan. W jeden dzień sprzedał obligacje za bilion rubli
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Finanse
Świat więcej ryzykuje i zadłuża się. Rosną koszty obsługi długu