W piątek przed Sejmem protestowali przedstawiciele przemysłu obronnego. Dramatycznym hasłom i wezwaniom ośmiotysięcznego tłumu towarzyszył dym palonych opon, gwizdy i wybuchy petard. Związkowi liderzy ze wszystkich central przekazali petycje marszałkowi Sejmu. Przewodniczący „Solidarności“ Janusz Śniadek przekonywał, że jeśli rząd pozostawi firmy same, polski przemysł zbrojeniowy będzie śmiertelnie zagrożony.
Premier Tusk uspokajał: – Pracujemy z reprezentacjami przedsiębiorstw nad tym, jak znaleźć rozwiązania, które będą możliwie bezpieczne dla pracowników zbrojeniówki.
Sektor zbrojeniowy zatrudniający 46 tysięcy pracowników zależy niemal wyłącznie od państwowych zamówień, bo eksport to sprawa marginalna. Tymczasem rząd, szukając oszczędnośc,i o 40 proc. zmniejszył w tym roku planowane zakupy uzbrojenia. – Tylko zbrojeniówki dotknęły tak głębokie cięcia. To niesprawiedliwe – protestuje Stanisław Janas ze Związku Zawodowego Przemysłu Elektromaszynowego.
W ocenie związkowców przetrwanie branży byłoby możliwe, gdyby choć w części udało się utrzymać wieloletnie kontrakty. Wymagałoby to jednak znalezienia w tegorocznym budżecie 3 mld zł na techniczną modernizację armii. MON takich pieniędzy nie ma. Tymczasem MON w 2009 r. może na ten cel wydać najwyżej 2,2 mld zł. – Przy takich nakładach upadek kilkunastu firm i zwolnienia w zakładach sięgające kilkunastu tysięcy pracowników są niemal przesądzone – ostrzega Janas.
Podczas piątkowej manifestacji w tłumie lotem błyskawicy rozchodziły się złe wieści: już szykują się zwolnienia w czołgowych Zakładach Mechanicznych Bumar Łabędy, podobnie jest w Stoczni Marynarki Wojennej w Gdyni i produkujących broń maszynową Zakładach Mechanicznych Tarnów. – Nastroje są fatalne, szefowie firm zwlekają z decyzjami o zwolnieniach, bo czekają na ostateczne rozstrzygnięcia MON, a tych wciąż nie ma – mówi Małgorzata Kuca ze Związku Zawodowego Pracowników Wojska.