Unijni ministrowie finansów mają dziś przyjąć dyrektywę zaostrzającą warunki działania firm oferujących alternatywne formy finansowania. Obejmuje ona działalność różnego rodzaju spółek wykorzystujących zaawansowane mechanizmy, jak hedge, private equity czy venture capital.
Większość tych instytucji ma siedzibę w Londynie, stąd ogromny opór Wielkiej Brytanii. Ale do porozumienia wystarczy większość głosów, więc Londyn nie jest w stanie go zawetować. – Nie sądzę, żeby brytyjski rząd miał jakichś sojuszników w Unii. Tak naprawdę nikt inny nie zarabia na tym – mówi ”Rz” Philip Whyte, ekspert londyńskiego Centre for European Reform. Brytyjski instytut Open Europe przekonuje z kolei, że propozycja jest nieracjonalna i będzie kosztować branżę nawet blisko 2 mld euro, w porównaniu z 92 mld euro płaconych podatków.
[srodtytul]Okazja do reform[/srodtytul]
Alternatywne fundusze to niejedyny cel unijnych regulatorów. – Politycy chcą teraz wykorzystać kryzys i przeprowadzić reformy, dla których wcześniej nie było poparcia – uważa Rym Ayadi z Centre for European Policy Studies w Brukseli. Według niej przez najbliższe lata będziemy świadkami nowych przepisów, za które ostatecznie zapłaci konsument. – Rozumiem argumenty brytyjskie. Ale część rynku trzeba uregulować i zmienić zasady zarządzania ryzykiem – uważa ekspertka CEPS.
W najbliższych miesiącach Komisja Europejska przedstawi nowe zasady oceniania ryzyka tzw. instrumentów pochodnych. – Ci ludzie (którzy je oferują – red.) nie lubią wychodzić na światło dzienne. Dlatego my zalejemy ich swoim światłem – zapowiedział wczoraj Michel Barnier, unijny komisarz rynku wewnętrznego.