W tak pesymistycznych nastrojach mieszkańcy Stanów Zjednoczonych byli ostatnio ponad dwa lata temu, gdy Barack Obama rozpoczynał dopiero swoje rządy, a Ameryka oficjalnie pogrążona była w recesji. Według najnowszego sondażu "The New York Timesa" i CBS News 80 proc. Amerykanów uważa, że gospodarka jest w złym stanie. 39 procent pytanych sądzi zaś, że sytuacja jeszcze się pogarsza. To skok aż o 13 punktów procentowych w ciągu zaledwie jednego miesiąca.
Jak zauważa "The New York Times", w czasach rosnących cen paliwa, uparcie wysokiego bezrobocia i toczącej się wciąż w Waszyngtonie debaty na temat redukcji długu publicznego i możliwości wywiązania się rządu z przyszłych zobowiązań, odradzający się kilka miesięcy temu optymizm zupełnie prysł. Refleksyjny nastrój dopadł również ekspertów, którzy ostrzegają, że wzrost gospodarczy może nie być tak duży, jak wcześniej planowano i wcale nie musi się przyczynić do szybkiego zmniejszenia bezrobocia.
57 proc. pytanych za taki stan wini osobiście Baracka Obamę, przekonując, że prowadzi on złą politykę gospodarczą. Prezydent, który przystąpił już do politycznej ofensywy przed zbliżającym się wyścigiem do Białego Domu, zdaje się rozumieć, iż o tym, kto wygra wybory w 2012 roku, rozstrzygną kwestie gospodarcze.
– Wiem, że teraz ludziom bardzo mocno ciążą ceny paliwa – mówił podczas przedwyborczego spotkania z aktorami, producentami i reżyserami w Hollywood. I rzeczywiście dla większości Amerykanów głośna debata w sprawie redukcji deficytu czy ograniczenia wynoszącego ponad 14 bln dolarów długu publicznego, jest o wiele mniej istotna niż bezrobocie czy cena paliwa, która na wielu stacjach przebiła już magiczną granicę 4 dolarów za galon. Benzyna jest w Stanach Zjednoczonych aż o dolara droższa niż przed rokiem, przez co niektórzy zaczynają się zastanawiać, czy będzie ich stać na dojazdy do miejsca pracy.
Obama ustanowił więc specjalną grupę w Departamencie Sprawiedliwości, której celem będzie śledzenie oszustów i manipulacji na rynku ropy naftowej, czyli "walka ze spekulantami". – Zrobimy wszystko, by nikt nie mógł wykorzystywać amerykańskich konsumentów – podkreślał prezydent podczas spotkania ze swoimi sympatykami w Newadzie. Problem jednak w tym, że na razie nawet prokurator generalny Eric Holder nie znalazł żadnych dowodów na to, aby ktoś manipulował rynkami.