Ocena światowej gospodarki pogarsza się m.in. z powodu złych nastrojów konsumentów i przedsiębiorców. Nasila się niepewność i wypatrywanie kolejnych oznak gorszej koniunktury.
Grecy bronią się przed reformami i strajkują. Wczoraj – taksówkarze i lekarze, protest zapowiedzieli też śmieciarze, po nich nauczyciele i celnicy. W weekend na ulice mają wyjść studenci i pracownicy sektora państwowego, bo nie zgadzają się na „wyprzedaż majątku Niemcom".
Sami Niemcy, wzmocnieni wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego sankcjonującym udział ich kraju w pakietach ratunkowych, podkreślają, że „pieniądze nie będą za darmo". Minister finansów Wolfgang Schaeuble ostrzegł, że nie ma mowy o nowym pakiecie dla Grecji, póki nie zostanie wykorzystany poprzedni, wart 110 mld euro, a i do tego potrzebne są reformy. Na razie wszystko wskazuje na to, że mimo wysiłków Aten Grecja nie otrzyma kolejnej transzy wartej 8 mld euro.
Coraz częściej pojawiają się więc opinie, że Grecja powinna opuścić strefę euro. Wczoraj otwarcie mówił o tym premier Holandii Mark Rutte. Uważa, że wyjściem byłoby powołanie niezależnego ministra finansów, który mógłby przymusić kraje strefy do dyscypliny budżetowej. A jeśli nie potrafią, trzeba odebrać im prawo używania euro. – Wtedy strefa euro byłaby znacznie silniejsza niż teraz, gdy umacniają ją fundusz stabilizacyjny i perspektywa euroobligacji – mówił.
Na to szybko zareagowała Komisja Europejska. Jej rzecznik Amadeu Altafaj podkreślił: – Nie jest możliwe ani wyjście, ani wykluczenie ze strefy euro. Zgodnie z traktatem lizbońskim do strefy euro wchodzi się raz na zawsze.