– Jesteśmy w takim samym momencie, jak w 2008 roku przed upadkiem Lehman Brothers – uważa Radosław Bodys, strateg londyńskiego banku UBS. – Od tego, jak potoczą się losy Grecji, zależy, czy świat znów stoczy się w przepaść.
Kolejne ostrzeżenie przed tym, co może nastąpić, mieliśmy wczoraj. Na światowych giełdach królowały spadki. W Warszawie WIG20 stracił prawie 3 proc. i znalazł się najniżej od półtora roku, a za euro płaciliśmy 4,33 zł wobec 4,29 zł w piątek.
W ocenie analityków inwestorzy bardzo sceptycznie oceniają przedstawiony przez prezydenta USA Baracka Obamę plan ratowania amerykańskiej gospodarki oraz szczyt G7. Dodatkowo niepokój zwiększyły wypowiedzi o strefie euro i Grecji. Rząd kanclerz Niemiec Angeli Merkel oficjalnie podał, że przygotowuje się na scenariusz bankructwa tego kraju i pracuje nad wzmocnieniem niemieckich banków. Z kolei komisarz UE ds. konkurencji Joaquin Almunia mówił w hiszpańskim dzienniku „Expansion", że nie można wykluczać potrzeby ratowania kolejnego zadłużonego kraju.
Uspokojeniu nastrojów nie służył też opublikowany wczoraj raport Komisji Europejskiej. Według dokumentu łączny dług finansów publicznych zarówno strefy euro, jak i całej UE wzrośnie z 85,4 proc. PKB na koniec 2010 r. do 87 proc. PKB (autorzy raportu nie precyzują, kiedy to nastąpi).
– Rynki już przygotowują się na upadek Grecji. Jednak jeśli rzeczywiście do tego dojdzie, to zawirowania na giełdach i spadki kursów walut będą dużo większe niż obecnie – mówi Bodys.