Korespondencja z Berlina
- Nie miałam w planie kręcenia filmu o Romy Schneider - mówiła w Berlinie reżyserka Emily Atef. - Z takim pomysłem przyszedł do mnie francuski producent, którzy przyjaźnił się z Marie Baumer. Marie wygląda jak siostra-bliźniaczka Romy. Zawsze tak było. Odkąd szesnastego roku życia namawiano ją, żeby ją zagrała w filmie. Zawsze odmawiała. Pytała: „Jak można zagrać ikonę?”, nie wierzyła w biopiki. Ja zresztą też w nie nie wierzę. Uważam, że nie można zamknąć czyjegoś życia w dziewięćdziesięciu minutach ani zrobić prawdziwego portretu, gdy bohatera grają trzej aktorzy w różnym wieku. Ale ów francuski producent pokazał mi książkę z ostatnim wywiadem Romy Schneider przeprowadzonym w ciągu trzech dni w Quiberon przez Michela Jurgsa, ze zdjęciami Roberta Lebecka.
Atef zainteresowała się tematem. Dziś przyznaje, że najpierw w Google wpisała hasła „Romy Schneider” i „Quiberon”. Na ekranie komputera pojawiły się zdjęcia. Dziesiątki zdjęć.
- Schneider nie wyglądała na nich jak gwiazda - opowiadała Atef. - Nie miała make-upu, była sobą. A potem sięgnęłam po wywiad Jurgsa. I przeczytałem coś, czego nigdy dotąd nie było. To była rozmowa zrobiona dla wielkiego pisma, z jedną z największych celebrytek tamtego czasu, artystką u szczytu sławy. A przypominało to rozmowę dwojga przyjaciół albo zwierzenia u psychoterapeuty. Już pierwsze zdanie brzmiało: „Jestem nieszczęśliwą, 42-letnią kobietą i nazywam się Romy Schneider”.
I taki właśnie jest film Emily Atef „3 dni w Quiberon”. To opowieść o tytułowych trzech dniach, gdy dziennikarz „Sterna” przyszedł do Schneider na wywiad i pojechał za nią do nadmorskiego Quiberon. I zamiast gwiazdy zobaczył piękną, ale starzejącą się kobietę, która najbardziej tęskni za zwyczajnością. Czepia się życia, czaruje mężczyzn, także po to, by nie obudzić się samotnie i poddać własnym demonom. Tęskni za synem i córką, mając świadomość, że nie daje im z siebie tyle ile powinna: codziennej obecności w ich dzieciństwie. To wreszcie opowieść o tym, co kryje się za szminkami, za luksusowymi kreacjami i uśmiechami rozdawanymi na czerwonych dywanach przez gwiazdy. Także te, które czasem znajduje się potem w pustych hotelowych pokojach, z pustą fiolką po lekach nasennych leżącą na szafce nocnej przy łóżku.