Reklama

"Lady Bird": Marzenia zbuntowanej nastolatki

„Lady Bird" ma pięć nominacji do Oscara, tak reżyserka Greta Gerwig wchodzi na hollywoodzkie salony.

Aktualizacja: 01.03.2018 17:40 Publikacja: 01.03.2018 16:49

Foto: UIP

Jest piątą kobietą, która dostała nominację do Oscara w kategorii najlepszej reżyserii. W przeszłości podobny honor spotkał tylko Linę Wertmüller (1976), Jane Campion (1993), Sofię Coppolę (2003) i Kathryn Bigelow (2009 i 2012).

Reklama
Reklama

32-letnia Greta Gerwig dostała w tym roku również inną nominację, za scenariusz. Poza tym jej „Lady Bird" znalazło się wśród pięciu tytułów uznanych za najlepszy film roku. Członkowie Akademii wyróżnili też dwie jej aktorki: Saoirse Ronan i Laurie Metcalf. A przecież to pierwszy film samodzielnie przez nią wyreżyserowany.

 

Urodziła się w Sacramento, w Kalifornii. Matka pielęgniarka, ojciec konsultant finansowy. Katolicka szkoła z mundurkami i ostrym rygorem. A Greta miała rogatą duszę. I wcale nie marzyła o pobliskim Hollywood. Miała 16 lat, gdy uciekła do Nowego Jorku, gdzie zachłysnęła się inteligencką atmosferą tej metropolii. Szybko porzuciła marzenia o tańcu, studiowała literaturę angielską i filozofię w Barnard College, chciała zostać pisarką.

Reklama
Reklama

Artystka niezależna

Jeszcze w czasie nauki spotkała Joe Swanberga. W 2006 roku zagrała w jego „LOL", potem też w kolejnych filmach, a w 2006 roku razem wyreżyserowali „Noce i weekendy". Greta Gerwig pisała też scenariusze. Weszła w środowisko artystów spod znaku kina niezależnego, niskobudżetowego, realistycznego, często powstającego w wyniku improwizacji, opartego na błyskotliwych dialogach i przede wszystkim portretującego pokolenie 20-, 30-latków.

Znalazła się zatem w kręgu takich twórców jak bracia Duplass, Andrew Bujalski czy Noah Baumbach. We „Frances Ha" Baumbacha stworzyła postać dla jej pokolenia kultową. Dziewczynę, która niby żyje na luzie: spotyka się ze znajomymi, gada, czasem zapali papierosa, czasem prześpi się z jakimś facetem albo wyjedzie na dwa dni do Paryża. Ale choć ma sto pomysłów na minutę, tak naprawdę nie bardzo wie, co ze sobą zrobić. Baumbach portretował wielkomiejskie środowisko hipsterów, ludzi idących pod prąd, szczycących się niezależnością. Inteligentnych, błyskotliwych, ale zagubionych, dryfujących przez życie bez poczucia stabilizacji.

W „Lady Bird" Greta Gerwig wróciła do podobnych klimatów z początku XXI wieku. Zrobiła film częściowo autobiograficzny. Tytułowa 17-latka mieszka w Sacramento, jej matka jest ciężko pracującą pielęgniarką, ojciec stracił pracę, cierpi na depresję, ale dla córki jest podporą. A ona ma tę samą co Greta rogatą duszę. Marzy o studiach w Nowym Jorku, choć rodziny na to nie stać. Buntuje się przeciwko katolickiej edukacji i przeciwko oschłej i nietolerancyjnej matce, która wie, czego od córki oczekuje. „Chcę, żebyś była najlepszą wersją siebie" – mówi. „To właśnie jest moja najlepsza wersja" – odpowiada Lady Bird. Zapis ich relacji jest jednym z atutów filmu.

Poza tym są inteligentne dialogi, świetna przyjaciółka, „Biedroneczka", wybitna Laurie Metcalf w roli matki, sytuacje zmieniające się jak w kalejdoskopie, mnóstwo małych, codziennych obserwacji i szczerość. Wszystko to sprawia, że „Lady Bird" staje się czymś więcej niż kolejną historyjką o trudnym dojrzewaniu. To opowieść o szukaniu własnej drogi w świecie, który nie jest ani przyjazny, ani tak otwarty dla dziewczyny, której marzenia wykraczają poza jej miasto, środowisko, tradycję rodzinną. A jednak to miasto i ta rodzina będą w niej zawsze, bo pierwsze miejsce i najbliżsi ludzie tworzą matrycę, które potem sami wypełniamy. Z czasem je doceniamy i za nimi zatęsknimy.

Oscarowe typy

Sukcesy „Lady Bird" to znak czasu. Od kilku lat Akademicy dostrzegają kino niezależne. W ubiegłym roku oscarową konkurencję wygrał „Moonlight", magiczny film rozgrywający się w środowisku Afroamerykanów. Teraz, w czasach #metoo i buntu kobiet, członkowie Akademii śmielej sięgnęli po kino kobiety o kobietach. Czy Gerwig ma szansę na statuetkę? Wydaje się, że ostateczna walka rozegra się pomiędzy „Kształtem wody" Guillermo del Toro i „Trzema billboardami za Ebbing, Missouri" Martina McDonagha.

Ja trzymam kciuki za ten drugi film. I chyba trudno liczyć na niespodziankę. Dziennikarka brytyjskiego „Guardiana" Hadley Freeman przypomina, że obraz o relacjach dwóch kobiet ostatnio dostał Oscara w 1983 roku. To były „Czułe słówka" i – jak zaznacza Freeman – jedna z tych kobiet musiała umrzeć. W „Lady Bird" nikt nie umiera, ale może któraś z jej pięciu nominacji zamieni się w statuetkę? Ta dla Laurie Metcalf?

Reklama
Reklama

W niedzielny wieczór Greta Gerwig, dziewczyna z Sacramento, która pokochała Nowy Jork, będzie wchodziła do Dolby Theatre wśród gwiazd Hollywoodu. Miejmy nadzieję, że następnego dnia zrzuci z siebie oscarową kreację i z powrotem włoży zwyczajne, porwane dżinsy.

Film
Oscary 2026: Krótkie listy ogłoszone. Nie ma „Franza Kafki”
Film
USA: Aktor i reżyser Rob Reiner zamordowany we własnym domu
Film
Nie żyje Peter Greene, Zed z „Pulp Fiction”
Film
Jak zagra Trump w sprawie przejęcia Warner Bros. Discovery przez Netflix?
Film
„Jedna bitwa po drugiej” z 9 nominacjami Złotych Globów. W grze Stone i Roberts
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama