Reklama

Filmowe obrazy Witolda Sobocińskiego były wielką sztuką

W wieku 89 lat zmarł wspaniały operator Witold Sobociński, artystyczny partner największych polskich reżyserów.

Aktualizacja: 19.11.2018 22:32 Publikacja: 19.11.2018 17:32

Witold Sobociński (1929–2018)

Witold Sobociński (1929–2018)

Foto: SE/EAST NEWS

Kilka dni temu odbierał nagrodę za całokształt twórczości podczas festiwalu EnergaCAMERIMAGE. Żartował, wspominając lata spędzone w łódzkiej Filmówce: – Jeszcze tam chodzę, ale już nie po to, żeby się uczyć, lecz by uczyć innych.

Był w wyśmienitej formie. Odszedł w locie. Na ostatnich zdjęciach, wrzucanych do internetu jeszcze wczoraj przez wnuków, uśmiecha się.

Urodził się w 1929 roku w Ozorkowie koło Zgierza. Jego wczesna młodość przypadła więc na okres wojny. Mówił mi, że w 19 45 roku poczuł się tak, jakby życie dopiero się zaczynało. Rodzice chcieli, by został inżynierem, ale on grał w łódzkiej Ymce w zespole jazzowym i z technikum zawodowego przeniósł się do liceum.

Studia w Filmówce wymyślił sobie dopiero przed maturą. I zawsze mówił, że właśnie tam nauczył się życia, sztuki, postrzegania piękna. Był początek lat 50., czas stalinizmu, ta uczelnia wydawała się oazą wolności. Po dyplomie pracował w łódzkiej telewizji. Potem zatrudnił się w warszawskiej Czołówce, a w 1962 roku zadebiutował w fabule.

Pracował z największymi polskimi reżyserami. Zawsze zaczynał od nowa. Wierzył, że każdy film wymaga innych środków, nie bał się iść pod prąd modom, przełamywać schematy. Uważał, że w tym zawodzie trzeba ryzykować. I ryzykował. Od samego początku, od „Rąk do góry" Jerzego Skolimowskiego.

Reklama
Reklama

– Ten film powstawał na gorąco, często dopiero na planie – mówił mi. – Mnie, amatorowi jazzu, bardzo taka improwizacja odpowiadała. Wiele scen wymyśliłem sam.

Andrzej Wajda do „Wszystko na sprzedaż" szukał kogoś, kto nie bałby się odejść od tradycyjnego sposobu opowiadania. To było ich pierwsze wspólne dzieło, potem były następne: „Ziemia obiecana", „Smuga cienia". Absolutnie niezwykłe „Wesele". Sobociński nie cytował w nim malarstwa Wyspiańskiego. Śledził bohaterów, budował rytm, w czym pomagały mu doświadczenia muzyczne.

Sobociński miał w swoim dorobku filmy Zanussiego, Kawalerowicza, Żebrowskiego, Marczewskiego, Szulkina, sporo produkcji niemieckich, „Frantic" i „Piratów" Polańskiego . Bardzo lubił zdjęcia do „Sanatorium pod klepsydrą" Wojciecha Hasa. Raz robił zdjęcia dynamiczne jak w „Ziemi obiecanej", to znów stylowe i mroczne jak w „Życiu rodzinnym" czy pełne ruchu i muzyki jak w „Weselu".

Na planie był gejzerem energii, dowcipkował, robił sobie żarty z aktorów, dyktował rozwiązania. Musiał pracować z silnymi indywidualnościami. Młodzi trochę się go bali, uważali, że ich zdominuje.

Ostatni film, „Wrota Europy", nakręcił w 1999 roku z Jerzym Wójcikiem. Nadal wykładał w Łodzi. Studenci cenili jego zajęcia. Może dlatego, że w czasach, gdy filmowy obraz zdominowała technika, przypominał, czym jest sztuka.

Stał się seniorem klanu. Jego syn, zmarły w 2001 roku Piotr Sobociński, pracował z Kieślowskim, Konwickim, Bajonem, w Ameryce – z Ronem Howardem, Jerrym Zaksem, Robertem Bentonem. Wnuk Piotr Jr jest współpracownikiem Wojciecha Smarzowskiego, młodszy Michał (rocznik 1987) znalazł się wśród dziesięciu młodych operatorów docenionych przez „Variety". W każdym ich nowym filmie będzie cząstka wrażliwości przejętej od ojca i dziadka.

Film
Oscary 2026: Krótkie listy ogłoszone. Nie ma „Franza Kafki”
Film
USA: Aktor i reżyser Rob Reiner zamordowany we własnym domu
Film
Nie żyje Peter Greene, Zed z „Pulp Fiction”
Film
Jak zagra Trump w sprawie przejęcia Warner Bros. Discovery przez Netflix?
Film
„Jedna bitwa po drugiej” z 9 nominacjami Złotych Globów. W grze Stone i Roberts
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama