Zdjęcia do cyklu „Mroczne przejście” robiła w angielskiej posiadłości Cottesmore w hrabstwie West Sussex. Rododendrony na Wyspach Brytyjskich tak się rozkrzewiły, że tłumią życie innych roślin i dziko rosnące często wycina się jako chwasty. W ogrodzie sfotografowanym przez artystkę tworzą długie, puste, biegnące donikąd, tunele. – Przypominały mi ulubioną książkę dzieciństwa „Tajemniczy ogród” Frances Hodgson Burnett – mówi autorka.
Wilgotne i zacienione miejsca rozbudzały wyobraźnię. Przerażały i pociągały. W gęstwinie rododendronów Sokołowska odkryła inne rośliny, narośla, kokony, zwitki, kłącza. Na zdjęciach utrwalała fioletowe kwiaty, ciemnozielone liście i obce tkanki wśród nich ukryte.
Wysmakowane estetycznie obrazy nie są zwykłymi fotografiami natury. Jej sztuka ma drugie dno. Odnosi się do zjawisk kulturowych. Artystka mówi metaforycznie o adaptacji do obcego środowiska, nawiązując do osobistych doświadczeń.
Sama ma za sobą wieloletnią emigrację do Australii po stanie wojennym i późniejsze próby zakorzenienia się w kulturze zachodniej Europy. Ostatecznie wróciła do Polski. Ale w zdjęciach nie przesądza jednoznacznie o szansach adaptacji. Rośliny i wplatane w nie ręką artystki kolorowe tiule współistnieją w symbiozie.
„Mroczne przejście” mówi o poszukiwaniu własnego ja i sensu życia, którym rządzi czas i przemijanie. Te tematy w pracach Basi Sokołowskiej powracają niczym lejtmotyw w różnym obrazowaniu.