Zbawianie świata według Cruise’a
Dziś w „Mission: Impossible – The Final Reckoning” jego bohater, choć marzy już o emeryturze, znów musi ratować świat przed zagładą. Zagraża mu bowiem nieokreślony demon sztucznej inteligencji Entity. „Świat się zmienia, prawda znika, wojna nadchodzi!”. No to już wiadomo, że ten zmieniający się świat może uratować tylko Ethan Hunt. I ma na to tylko trzy doby. Co dalej? Trzeba zobaczyć samemu. Ale generalnie jak to w tej serii: dzielny Tom Cruise będzie walczył w przestworzach, na lądzie, na wodzie, w podziemiach i na lodzie. Ta ostatnia lokalizacja jest szczególnie zachwycająca. Nakręcona została na norweskim archipelagu Svalbard, gdzie można podobno spotkać więcej polarnych niedźwiedzi niż ludzi. To krajobraz lodowcowy i – 40 stopni, często zresztą odwiedzany przez filmowców ze względu na swoje piękno i surową dzikość .
„Piękno Svalbardu zapiera dech w piersiach – przyznaje Tom Cruise. – To jest miejsce absolutnie wyjątkowe. Chcieliśmy dać widzom poczucie, że tam właśnie są”.
Zdjęcia Frasera Taggarta zachwycają. Muzyka Maxa Aruja i Alfiego Godfreya wali po uszach tak, że trudno zapomnieć, iż mamy do czynienia z kinem akcji. Christopher McQuarrie, który reżyseruje już czwartą część serii, panuje nad tempem i szybkim montażem. A nie jest to łatwe, tym bardziej że w „Mission: Impossible – The Final Reckoning” wykorzystana została ogromna liczba ujęć z poprzednich części. Jak przystało na pożegnanie z serią. Choć tak naprawdę wielu recenzentów nie wierzy, że to naprawdę pożegnanie.
62-letni Tom Cruise wciąż jest w dobrej formie i nie jest wykluczone, że sukces kasowy filmu przekona twórców do dalszej wspólnej pracy. A czy ten sukces nastąpi? Zapewne tak. Działają prawo serii i sława Cruise’a. Mnie osobiście ten blisko trzygodzinny film dość szybko zaczyna nużyć i mam wrażenie, że twórcom przydałyby się w czasie pracy nożyczki. Nie bardzo mnie wciąga ta walka dzielnego Ethana Hunta ze sztuczną inteligencją i… Rosjanami.
Film w naszych kinach od 22 maja.
Stalinowski terror pokazany przez ukraińskiego mistrza
Ale może ten glamour się w Croisette przyda, bo w konkursie dominuje czerń. Tuż przed wielką galą „Mission: Impossible – The Final Reckoning” odbyła się premiera „Dwóch prokuratorów”. To pierwszy od dziesięciu lat film Sergieja Łoźnicy, który trafił do canneńskiego konkursu. I jego pierwsza od lat fabuła. Ukraiński reżyser, absolwent moskiewskiej szkoły filmowej, autor m.in. filmów „Donbas”, „Szczęście ty moje” czy słynnego dokumentu „Majdan. Rewolucja godności”, zekranizował powieść Georgija Demidowa, naukowca i więźnia politycznego, który spędził 14 lat w radzieckich gułagach. Jej rękopis został przejęty przez KGB w 1980 roku. Córka odzyskała go osiem lat później, już po śmierci ojca. Ale powieść została wydana dopiero w 2009 roku.