Jego „Kołysanka”, promowana jako pełnokrwista komedia – choć krew ledwo w niej kapie – miała wczoraj warszawską premierę.

– Najbardziej podobało mi się, że film nie pokazuje tego, czego byśmy się po nim spodziewali. Akcja toczy się w sielskiej okolicy. Nikomu nie rosną zęby i nikt nie wkłuwa się w tętnice – komentował Robert Więckiewicz, filmowy ojciec dość nietypowej familii. Na potrzeby produkcji aktor ogolił głowę. Ponoć zainspirował go Sal Solo.

Więckiewicz chciał dorównać niesamowitym wizerunkom swoich ekranowych partnerów: Małgorzaty Buczkowskiej, a zwłaszcza Janusza Chabiora. Przygotowanie do roli tego ostatniego trwało z początku trzy godziny. I 40-latek stawał się... 550-latkiem. – Postawiłem na niesamowitego aktora – tłumaczył reżyser.

Niesamowitą rolę zagrał też w filmie pewien warszawski gmach. – Gdyby premiera była wcześniej, film mógłby się nazywać „Dom ładny”. Musiałem wymyślić finał i wymyśliłem – skomentował reżyser wampirzą inwazję na stolicę.

– „Kołysanka” to fajny tytuł, a sam film jest super. Jeśli ktoś myśli inaczej, zwisa mi to – podsumował Więckiewicz.